M. jest dziennikarką. Piszącą. Problem w tym, że ma trudności w posługiwaniu się interpunkcją, gramatyką, bywa że także ortografią (niestety, edytor wielu błędów czerwienią nie znaczy). Uważa jednak siebie za profesjonalistkę i tak też przedstawia się otoczeniu. Twierdzi, że nie ma czasu zajmować się poprawnością językową, bo liczy się wyłącznie to, iż pisze dobre materiały. Gdyby pracowała w radiu albo telewizji, zgoda. W eterze czy na wizji nie słychać i nie widać, że dziennikarzowi brakuje wiedzy z zakresu szkoły podstawowej. Ale jeśli posługuje się słowem pisanym, to – z szacunku do czytelników, pracowników redakcyjnych sekretariatów, korektorów i wykonywanego przez siebie zawodu – powinien wiedzieć, co i jak się pisze. Jeżeli ma w tej kwestii wątpliwości – istnieją słowniki, które je rozwiewają. Tyle, że wątpliwości trzeba najpierw mieć.
M. pisze czasami w e-mailu, że nie rozumie, dlaczego to czy tamto poprawiam jej w tekście. Odpowiadam: „Jak nie rozumiesz, to cóż mogę poradzić?”. Jako człowiek leniwy, nie mam ani czasu, ani ochoty, żeby edukować profesjonalistów w kwestii posługiwania się słowem pisanym. Inna rzecz – nie mam również śmiałości pouczać absolwentów dziennikarstwa, polonistyki bądź wydziałów komunikacji społecznej. Magistrem filozofii tylko jestem. Najzabawniejsze, a jednocześnie żałosne, jest to, że owi „profesjonaliści” nieraz bronią swoich błędów w pisowni twierdzeniami: „Bo wszędzie tak się pisze”. Czy oznaką profesjonalizmu ma być równanie do przeciętności?
Pracowałem kiedyś w redakcji z dziennikarzem, który obnosił się dumnie z faktem, że posiada dyplom polonistyki UJ. Gdy w korekcie poprawialiśmy błędy w jego tekstach (facet pisał fatalnie), zaczynał się awanturować. Mówiliśmy wtedy: „No jasne! Pan, jako polonista po UJ, na języku zna się lepiej niż słownik PWN!”. Również dzisiaj spotykam „profesjonalistów”, którzy wiedzą lepiej od słowników.
Autentycznego profesjonalistę można poznać po tym, że chce się doskonalić. Dlatego jest wdzięczny, gdy ktoś wskazuje mu błędy. Amator – nawet jeśli za uświadomienie mu jego błędów dziękuje (bo chce uchodzić za pokornego i kulturalnego) – wykazywaniem pomyłek czuje się dotknięty do żywego.
Rzeczą ludzką jest się mylić. Istnieje jednak zasadnicza różnica w popełnieniu błędów z roztargnienia, a robieniem ich z niewiedzy. Usprawiedliwianie własnej ignorancji twierdzeniem „Każdy popełnia błędy” jest objawem zwyczajnej głupoty. Ta z fachowością nie ma nic wspólnego.
Ten krótki tekst, przed publikacją na blogu, przeczytałem paręnaście razy (nad swoimi dwustronicowymi, pozablogowymi materiałami pracuję nieraz przez kilka dni). Za każdym razem nanosiłem poprawki. Zawsze tak postępuję, mimo że za profesjonalistę siebie nie uważam. Tymczasem „profesjonaliści”, zaraz po napisaniu materiału, wysyłają go w świat. Uważają, że tekst należy tylko napisać. Pracować już nad nim nie trzeba.
„Praca to klucz do sukcesu” znowu znalazło potwierdzenie.
Kurczę….nie chcem ale muszem ! :):), no… po prostu muszem zgodzić się z Tobą w stu procentach choć w takim procencie nie znoszą się z kimś zgadzać. W ogóle nie lubię się zgadzać. To zupełnie do mnie nie podobne:). A tu…proszę…..muszem:)!
to może jeszcze z „Tobom” 😉 poprawniej merytorycznie 😉
Zgadzam się w zupełności. Niektóre błędy aż rażą…
„Jako człowiek leniwy, nie mam ani czasu, ani ochoty, żeby edukować profesjonalistów w kwestii posługiwania się słowem pisanym” – proszę o więcej takich smacznych kąsków. Coś mi się zdaje, że będę tu częstszym gościem, choćbyś mi pan kazał zmykać na szczaw.
Przypomina mi się scena mojego ukochanego kabaretu Dudek:
– Pisz Jasiu. Chamstwu w życiu należy…
– Chamstwu w życiu…
– Jak piszesz chamstwu?!
– No… no tak…
– No?! No… no może i dobrze.