Zadyma lepsza od wojny

Lata temu, bodajże w 2001 r., pogadałem sobie o sporcie z prof. Leszkiem Kołakowskim. Nie mam nic przeciwko piłce nożnej. Drażni mnie jednak histeria kibiców, kreowanie i wzmacnianie tej egzaltacji przez media. Przecież owa histeria udowadnia w istocie, jak łatwo manipulować i zawładnąć naszymi umysłami, nawet poprzez skupianie się na zjawiskach – w istocie – absurdalnych, bez znaczenia dla losów ludzkości i pojedynczego człowieka. Faszyzm też wywoływał entuzjazm tłumu. Wtedy, w Niemczech, te same hormony waliły ludziom do mózgu co dzisiejszym śpiewakom: „Polska, biało-czerwoni!”. Niestety.

Zadyma lepsza od wojny

Czym właściwie jest sport? Czy tak, jak uważają niektórzy, mecze to tylko rozrywka dla mas, atrakcja rozbudzająca emocje jedynie w ludziach prostych, czy może sport kryje w sobie znaczenie społecznie znacznie głębsze? A czym są rekordy sportowe i jaka jest ich wyższość nad tymi, które umieszcza się w Księdze Guinessa? Z tymi pytaniami zwróciliśmy się do jednej z najwybitniejszych postaci w światowej filozofii, profesora uniwersytetu oxfordzkiego, Leszka Kołakowskiego.

– Sportem nie interesuję się prawie w ogóle – zastrzega profesor Kołakowski. – Z ochotą oglądam jednak pojedynki bokserskie, uważając tę dyscyplinę za bardzo szlachetną rywalizację. Dlaczego tak o niej myślę, tłumaczyć jednak nie będę.

– Jakie znaczenie ma sport w życiu społecznym? Wyobraża pan sobie świat bez niego?

– Trudno silić się na takie wyobrażenie, ponieważ rywalizacja sportowa towarzyszy człowiekowi niemal od zarania ludzkości. Trudno też wyobrazić sobie życie bez namiętności, jakich dostarcza sport. Niedawno Anglicy pokonali Australię na mistrzostwach świata w rugby. Proszę mi wierzyć, że było to autentyczne święto narodowe. Setki tysięcy ludzi wyszły na ulice Londynu, żeby święcić triumf angielskich rugbistów. Nie obeszło się rzecz jasna bez wizyty u królowej i innych honorów. Są to oczywiście namiętności, a nawet wrogości plemienne, które zawsze istniały i istnieć będą – zjawisko zupełnie naturalne.

Ich ciemną stroną są walki chuliganów na stadionach.

– Myślę, że w natłoku emocji, jakich dostarcza sport, uniknąć ich nie można. Można je zwalczać jedynie metodami policyjnymi. Chuligańskie ekscesy pomiędzy kibicami, nawet jeśli niosą z sobą ofiary, są jednak czymś lepszym od wojen. Interesujące jest to, że kiedy świętowano tutaj zwycięstwo w rugby, o którym wspomniałem, robiono to nie pod sztandarem brytyjskim, lecz pod flagą świętego Jerzego, która jest symbolem Anglii. To zaś oznacza, że w wielkich manifestacjach radości pominięto znaczenie zarówno Irlandii, Walii jak i Szkocji – zdobycie mistrzostwa świata potraktowano jako zwycięstwo plemienne jedynie Anglików.

– Czy sądzi pan, że gdyby nie namiętności sportowe, nasza agresja kanalizowałaby w bardziej okrutny sposób?

– Trudno udowodnić, że tak by się działo, ale pewnie tak jest.

– Niektórzy twierdzą, że sport to przede wszystkim pasja ludzi mało wykształconych, obca elitom intelektualnym…

– … z takim twierdzeniem absolutnie zgodzić się nie można. Jest ono z gruntu fałszywe. Tutaj w Anglii, ale nie tylko, na całym świecie także, sportem interesuje się i uprawia go arystokracja, warstwy społeczne, które uchodzą za najwyższe; studenci z najbardziej renomowanych uniwersytetów trenują różne dyscypliny i rywalizują w nich pomiędzy sobą. Sport zajmuje w ich życiu sporo miejsca.

– A może wyniki w sporcie wywołują szalone namiętności także dlatego, ponieważ pokazują, do jakiego wysiłku człowiek jest zdolny i ile potrafi osiągnąć?

– Temu twierdzeniu zaprzeczyć nie można. Każdy rekord, jeśli pobity uczciwie, pokazuje, że granica kresu ludzkich możliwości ciągle jest nieodkryta. Takich rekordów nie należy lekceważyć. Są też rekordy absurdalne, w które obfituje Księga Guinessa. Ich poważnie traktować nie należy, ponieważ ukazują bardziej ludzkie dziwactwa niż dążenie do odkrycia kresu fizycznych możliwości człowieka. Inna rzecz, że raczej wątpię, czy można wykorzenić nieuczciwość obecną w sporcie. Zawsze znajdą się tacy zawodnicy, którzy chcąc osiągnąć sukces, będą obchodzili rozmaite zakazy. Żyjemy w czasach, kiedy sportowa dzielność uległa żądzy sławy i pieniądza.

Czy przebywając w Oxfordzie słyszał pan o Adamie Małyszu?

Naturalnie. W fakcie, że zawodnik ten podnosi Polaków na duchu nie widzę nic złego i patologicznego. Nie dostrzegam też powodu, by pozbawiać Małysza ogólnonarodowego uznania, tym bardziej, że swoje sukcesy osiągnął dzięki ciężkiej pracy. Niech więc dalej pan Adam wzbija się wysoko, a my cieszmy się z jego rezultatów.

Wojciech Szczawiński

Prof. Leszek Kołakowski (ur. 1927 r.) jest uznawany za najwybitniejszego żyjącego polskiego filozofa. Był członkiem Polskiej Akademii Nauk. W roku 1968 został pozbawiony katedry na Uniwersytecie Warszawskim i udał się na emigrację. Od lat jest wykładowcą m. in. na Uniwersytecie w Oxfordzie. W swojej pracy naukowej zajmuje się głównie historią filozofii, idei religijnej, dylematami kultury europejskiej oraz problemami etycznymi i filozoficzno-politycznymi. Autor licznych książek i publikacji. W 1997 roku „Gazeta Wyborcza” ogłosiła go „Królem Europy Środkowej”.

Źródło: „Sport” (ładnych parę lat temu)

 

Informacje o szczaw

drobinaszczawiu@gmail.com
Ten wpis został opublikowany w kategorii Uncategorized. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

3 odpowiedzi na „Zadyma lepsza od wojny

  1. agentscully pisze:

    Sam fakt,ze nasz autor zdecydował się na nowy wpis na swoim blogu świadczy o tym jaką moc ma w sobie rywalizacja sportowa i towarzyszące jej emocje:)Z biegiem lat coraz mniej mnie to ekscytuje ale rozumiem tych,którzy tworzą z tego wręcz religię.A ta jak każda religia ma swoje dobre i złe strony lecz widocznie jest ludziom potrzebna,niezależnie od skutków.

  2. Mirek pisze:

    Panie Wojciechu, wkradł się błąd, prof. Kołakowski urodził się 1927 roku.
    Wrócił Pan, to dobrze, może teraz będzie Pan pisał częściej 🙂

Dodaj komentarz