Małpka pozostanie małpką

Co człowiek musi robić, żeby czuć się w życiu spełniony? Obecna kultura zbiorczo poucza nas: kobiety i mężczyźni powinni w siebie wierzyć, realizować marzenia, a nawet sięgać gwiazd i docierać na szczyty, na które przed nimi nikt jeszcze się nie wspiął. Istnieją nawet specjaliści, którzy uczą tego rodzaju zachowań. Prowadzone przez nich szkolenia – w większości – przypominają mi tresurę cyrkowej małpy w celu nauczenia zwierzęcia zgrabnego przeskakiwania przez obręcz. Tyle tylko, że nawet małpka, wykonująca podczas ekwilibrystycznych popisów potrójne salto, a także wystrojona w elegancką kamizelkę, ba, skropiona najbardziej ekskluzywnym Chanelem bądź Diorem, zawsze małpką pozostanie. Z ludźmi jest podobnie. Możemy nauczyć się rozmaitych technik tworzenia własnego wizerunku, ale tego, co mamy w głowach, nie pozbędziemy się na żadnym szkoleniu.

Nie mam nic przeciwko kursom, jakich celem jest wewnętrzne samodoskonalenie. Głupio jednak się dzieje, jeśli sądzimy, że takie szkolenia to cudowne czary-mary, które radykalnie nas odmieni. Nie pozwólmy sobie tego wmawiać. Gdyby wszystko było tak oczywiste, jak nam to usiłuje się nieraz przedstawiać, psychologowie, psychoterapeuci i przeróżni coachowie należeliby do najszczęśliwszych ludzi na świecie. Tak przecież nie jest. Niejednokrotnie sami borykają się z wielkimi problemami. Można by im śmiało powiedzieć: „Lekarzu, ulecz się sam”. Nie jest też tajemnicą, że wiele młodych osób, które decydują się na studiowanie psychologii, wybiera ten kierunek tylko dlatego, ponieważ uważają, że jest to rodzaj edukacji, który pozwoli im uporać się z własnymi deficytami psychicznymi. Przeżywają rozczarowanie. Wiedza to jedno, świadomość siebie i świata – zupełnie coś odrębnego. Dlatego ludzi oczytanych i posiadających stopnie naukowe jest wielu, za to prawdziwie szczęśliwych oraz mądrych – jak na lekarstwo.

Z jednej strony – bombardowani jesteśmy sloganami o samoakceptacji, natomiast z drugiej – pokrętnie wtłacza się nam do głów komunały, którymi powinniśmy kierować się, by osiągnąć życiowe spełnienie. Z „mądrości” tych wynika, że tacy, jacy jesteśmy tu i teraz, akceptować siebie nie możemy. W chwili obecnej reprezentujemy bowiem coś wybrakowanego, mdłego, „ni to pies, ni wydra” – stan samoakceptacji osiągniemy w bliżej nieokreślonej przyszłości, dopiero po zrealizowaniu recept, które podsuwa nam popkultura. Wielu ludzi w to wierzy. Pragnienia oraz poglądy, jakie wmówiło im otoczenie, uważają za własne – zupełnie tak, jakby mieli je zapisane w umysłach już w chwili przyjścia na świat.

Niektórzy szukają pomocy na rozmaitych kursach rozwoju, w poradnikach psychologicznych, religijnych ideologiach. Zdarzają się również tacy, którym ścieżki duchowych poszukiwań kończą się w jakichś sektach. Lata mijają, a oni ciągle żyją w przekonaniu, że nie są tym, kim być powinni, że zasługują na więcej albo że los nie postawił ich w miejscu, w jakim znajdować się powinni. Wybierają też sobie guru. Na nich się wzorują. „Szukasz guru? Ugryź się w palec” – radzą tymczasem buddyści. Nie można być nikim innym, prócz tego, kim się jest. To podstawowa rzecz, jaką należy zaakceptować. Dopiero od tego miejsca można zacząć się spełniać we własnej indywidualności.

Wariactwo naszej kultury polega też na tym, że wmawia nam, iż każdy może wszystko. Nie dziwi więc, że czterdziestoletnia pani, zatrudniona w serwisie sprzątającym w niewielkiej miejscowości pod Suwałkami, przeżywa ogromną frustrację. Kobieta od lat stara się jak może. Naprawdę daje z siebie wszystko. Bierze udział w castingach do różnych talent-show, każdego dnia ćwiczy mimikę przed lustrem, trenuje gesty i taniec. Co prawda nie stać jej na posiadanie osobistego trenera fitness, ale jędrność ciała wyrabia podrzucając wieczorami w mieszkaniu hantelki. Brakuje jej również środków na zatrudnianie profesjonalnego stylisty. Koleżanka z pobliskiego ciucholandu odkłada jednak dla niej najlepsze kreacje. Wiadomo – należy nosić się z klasą. Pani przeczytała wszystkie książki Coelho, niektóre po parę razy. Często cytuje je znajomym. Podkreśla przy tym, że najważniejsze jest bycie sobą. Wydaje też majątek na znaczki w celu rozsyłania po świecie swoich zdjęć wraz z CV. Mimo to ofert z Hollywood listonosz jej nie przynosi. „Jak to? – pyta czasami rozżalona. – Jestem niezwykła i utalentowana, ze wszystkich sił staram żyć pełnią każdego dnia. Zasługuję na więcej…”. I rozmyśla dalej, zgodnie z popkulturowymi receptami: „Trzeba podążać odważnie za swoimi pragnieniami… Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni” (notabene autorem tych ostatnich słów jest Fryderyk Nietzsche, a nie Frytka z „Big Brothera” – niemiecki filozof użył ich przeciwstawiając się właśnie wyznawanym przez społeczeństwo normom). Rozumie, że damie, a jednocześnie kobiecie wyzwolonej, nigdy poddawać się nie wolno. Usłyszała to w telewizji od pewnej celebrytki. Im bardziej nasza bohaterka trwa w postanowieniu bycia osobowością na miarę Grety Garbo, „Evity” Perón albo przynajmniej Dody, tym większa narasta w niej frustracja. Nic to. Dowiedziała się przecież z gazety, że najważniejsza jest wiara w marzenia oraz pewność siebie. „Życie jest w Twoich rękach” – wyczytała z demotywatora zamieszczonego na Facebooku. Mocno wierzy więc w swoje świetlane przeznaczenie. Postanowiła, że jeżeli do pięćdziesiątki sławna się nie stanie, to dopiero wtedy zacznie szukać innego sposobu na spełnienie siebie. Być może opis ten jest nieco karykaturalny. Jednak, omamieni sloganami popkultury, niejednokrotnie rozumujemy w mniej albo bardziej zbliżony sposób.

Ryszard Kapuściński w jednym z tomów „Lapidariów” zauważył, że rzeczywistość możemy podzielić na: faktycznie istniejącą, wyobrażeniową oraz życzeniową. Problemem wielu z nas jest to, że w tę pierwszą mieszamy dwie następne. Bardziej też ufamy popkulturowym trendom niż samym sobie. Zresztą rzadko rozmawiamy sami z sobą, bo – jak usłyszałem niedawno od pewnej kobiety – „Nie ma czasu na głupoty. Życia trzeba patrzeć!”.

Cocco Chanel powiedziała, że aktem największej odwagi wciąż pozostaje samodzielne myślenie – na głos. Stwierdziła również: „Może się zdarzyć, że urodziłaś się bez skrzydeł, ale najważniejsze, żebyś nie przeszkadzała im wyrosnąć”. Istnieje kilka sposobów na dożywotnie nieposiadanie skrzydeł, a nawet pozbawienie się tych, które już nam wyrosły. Podstawowym jest bezkrytyczne wsłuchiwanie się w uwodzicielski bełkot popkultury wskazujący, kim mamy się stać oraz czego od życia i siebie wymagać.

Informacje o szczaw

drobinaszczawiu@gmail.com
Ten wpis został opublikowany w kategorii Uncategorized. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

6 odpowiedzi na „Małpka pozostanie małpką

  1. Anka Mi pisze:

    :), mam za sobą kilka podjętych prób, mniej lub bardziej bezpośrednich, wyłuszczania właśnie takiego sposobu myślenia. Koniec końców wybrałam milczenie. Pozostaje cynizm.

  2. Pingback: Refleksja blogowego autora | Drobina szczawiu

  3. Lucy pisze:

    Dobrze pisze

  4. widokzokna pisze:

    Świetny tekst, kwintesencja.
    P. Wojciechu, pozwoliłam sobie pożyczyć myśl i inspirowana małpką skrobnąć coś od siebie. Dorzucam link:
    http://widokzokna.blog.pl/2015/01/15/ile-jeszcze-musisz-zniesc-aby-w-koncu-poczuc-sie-spelnionym/

  5. Pingback: Ile jeszcze musisz ZNIEŚĆ, aby w końcu poczuć się spełnionym? | widok z okna

  6. Pingback: Co jeszcze musisz zrobić, aby poczuć się spełnionym? | psyche i logos

Dodaj komentarz