Wywiad z Romanem

Od jakiegoś czasu zacząłem pisać pod pseudonimami (męskimi albo żeńskimi). Ale się samoskołczingowałem, wszak postanowiłem być na czasie. Co więcej – powziąłem zamiar podążania za trendami i obnoszenia się z niektórymi własnymi dokonaniami. Dzisiaj wywiad z Romanem. Zrobiłem go jako Monia Smyczek.

Biorę od kogoś i podaję dalej

„Kiedy idę ulicą i mówię: »Dzień dobry«, zwykle ludzie też mi tak odpowiadają. Chociaż niektórzy dziwią się, dlaczego odzywam się do nich. Zdarzało się nawet, że słyszałem: »O! Jakiś głupek!«. Ale na takie słowa przestałem zwracać uwagę” – mówi w wywiadzie Roman Wittbrodt, nasz podopieczny Warsztatów Terapii Zajęciowej w Lubiatowie.

– Ile ma Pan lat?

– Pięćdziesiąt trzy.

– Lubiatowo jest terenem popegeerowskim…

– To miejscowość gospodarzy wiejskich. Tak bym to określił.

– Jak wyglądało Pańskie życie zanim trafił Pan do Warsztatów Terapii Zajęciowej prowadzonych przez Fundację Anny Dymnej „Mimo Wszystko”?

– Skończyłem szkołę specjalną w Lęborku, uczyłem się zawodu malarza. Później pracowałem. Głównie w firmach budowlanych albo zakładzie produkcji roślinnej. Bardzo lubię rozmawiać z roślinami. Zostałem też zatrudniony w Urzędzie Gminy, jako pracownik gospodarczy. Mieszkam z siostrą.

– Była jakaś przerwa w tej pracy?

– Tak, po śmierci rodziców. Wtedy psychicznie się załamałem.

– Kiedy rodzice zmarli?

– W 2008 roku. Umarli krótko po sobie. Najpierw zmarł tata, potem straciłem mamę. Z rodzicami byłem bardzo związany.

– Co Panu dolega?

– Mam niepełnosprawność intelektualną w stopniu umiarkowanym. Śmierć rodziców spowodowała, że mój stan zdrowia się pogorszył. Straciłem też pracę w tamtym czasie… Przez cały siedziałem w domu. To nie było dobre. Przychodziły momenty, gdy wszystko stawało się dla mnie obojętne. Myśli samobójcze też miałem. Do tej pory biorę lekarstwa.

– Robił Pan coś w domu?

– Głównie nudziłem się… Tak leciały te miesiące, tygodnie, dni… Nie miałem przed sobą żadnych perspektyw. Na wsi pracy nie było, a do miasta mam za daleko. Przecież inne możliwości są w mieście, inne na wsi. Tutaj jest ciężko. Nie ma na przykład zakładów pracy chronionej. Przez to ciągłe siedzenie w domu pogłębiał się mój stan depresyjny. Nerwy… Nie mogłem nawet szklanki utrzymać.

– Ale widzę, że teraz Pan się uśmiecha. Jest również bardzo uprzejmy.

– Świat jest dobry, życzliwy. Kiedy idę ulicą i mówię: „Dzień dobry”, zwykle ludzie też mi tak odpowiadają. Chociaż niektórzy dziwią się, dlaczego odzywam się do nich. Zdarzało się nawet, że słyszałem: „O! Jakiś głupek!”. Ale na takie słowa przestałem zwracać uwagę. Myślę, że uśmiech – to takie ciepło – bierze się od drugiego człowieka. W pracowni kulinarnej mamy na przykład koleżankę, która lubi się przytulać, okazywać serdeczność. To ciepło w niej jest. Też staram się przekazywać innym taką radość. Pani rozumie? Biorę od kogoś i podaję dalej. Na tym to chyba wszystko polega… Nieważne czy ktoś jest sprawny, czy niepełnosprawny.

– W warsztatach funkcjonują różne pracownie. Pan na jakie zajęcia uczęszcza?

– Chodzę głownie do pracowni kulinarnej i komputerowo-poligraficznej, gdzie, po raz pierwszy w życiu, miałem do czynienia z komputerem. Chciałem spróbować, jak to jest.

– I jak jest?

– Na pierwszy rzut oka trochę się wystraszyłem. „Rany! Popsuję komputer!” – pomyślałem. Ale terapeutka powiedziała: „Nie bój się. To są komputery przystosowane dla osób niepełnosprawnych”. Z czasem było coraz prościej, chociaż do dzisiaj muszę pytać o pewne rzeczy. Uczymy się pisać na klawiaturze, zakładać blog, obsługiwać internet. To wszystko nie jest łatwe. Trzeba pamiętać o zapisywaniu tego, co się zrobiło na komputerze. Inaczej można stracić wszystkie dane.

– A jakie posiłki lubi Pan przygotowywać?

– Zupę grochową. Gofry i wafle lubię też piec, robić sałatki z makaronem i wieloma warzywami. Ale naleśników – nie. Nie wychodzą mi takie, jak powinny.

– I czego jeszcze Pan nie lubi?

– Kiedy ktoś jest ordynarny wobec drugiego człowieka. Takiej ordynarnej osobie mogę zwrócić uwagę. Trzeba przecież okazywać sobie wzajemnie szacunek. Nie wolno też źle odnosić się do zwierząt.

– Rozumiem, że obecnie jest Pan zadowolony ze swojej codzienności?

– Bardzo. Czuję się komuś potrzebny. Pomagam także innym, którzy są słabsi. Jestem jednym z bardziej sprawnych podopiecznych w tych warsztatach, najstarszym. Najmłodszy uczestnik ma dwadzieścia cztery lata. Mamy też tutaj osoby ze znacznym upośledzeniem, na wózkach, bardzo chore. Niektóre dni są spokojne, ale przychodzą również takie, że ktoś ma atak… Atak za atakiem. W takich sytuacjach staram się pomagać. Pomagam też, gdy gdzieś wychodzimy. Pcham na przykład czyjś wózek. Dobrze tutaj jest. Panuje bardzo koleżeńska atmosfera. Nie ma czegoś takiego, że jedni są traktowani lepiej, a inni gorzej. Wszyscy jesteśmy z sobą po imieniu.

– Dobrze, że ta placówka powstała. Nie było takiej w gminie Choczewo.

– Uczestnictwo w tych warsztatach traktuję tak, jakbym codziennie chodził do pracy. I wie Pani, co? Mam dużą satysfakcję z tego, że jestem teraz komuś potrzebny. Czuję, że stan mojego zdrowia polepsza się. Nie myślę już o zmarłych rodzicach, nie martwię się przyszłością.

– Warsztaty w Lubiatowie powstały dzięki ludziom z całej Polski…

– Wiem o tym. W dużej części zostały zbudowane z jednego procenta ich podatków. Chciałbym tym wszystkim państwu bardzo podziękować.

Rozmawiała Monika Smyczek

Źródło: http://www.mimowszystko.org

Opublikowano Uncategorized | 6 Komentarzy

Moje, moje dziecko!

Od dawna przyglądam się przepychankom i dyskusjom wokół in vitro. Zasadniczo zagadnienie to w ogóle mnie nie interesuje. Nigdy jakoś, nawet przez moment, nie odczuwałem potrzeby posiadania potomstwa, bez względu na to, czy miałoby się ono urodzić w wyniku in vitro, czy in vivo. „A nie chciałbyś, żeby taki mały szczawik przytulał się do ciebie, mówił: »Tato«, wyciągał słodkie rączki w twoją stronę?” – wielokrotnie dociekali niektórzy. Nie, kurwa. Nie miałem takich ckliwych fantazji i nie uważam tego za osobliwość.

W moim odczuciu, szum wokół in vitro to jeden z najbardziej wyrazistych przejawów egocentryzmu i zaślepienia, jakie wyrobiła w nas współczesna kultura. W czasach, gdy świat pełen jest osieroconych dzieci, kwestia sztucznego zapłodnienia w ogóle nie powinna się pojawiać. Roztrząsanie problemu, czy takie zapłodnienie jest naturalne, czy nie, to jedynie ideologiczny idiotyzm.

Z takich czy innych względów nie możesz mieć potomstwa? Proszę bardzo. Jest na tym świecie masa dzieci, które potrzebują rodzicielskiej miłości, matczynej i ojcowskiej uwagi, poświęcenia. Łakną tego jak tlenu. Masę dzieci gnije w osamotnieniu, kołysząc się w chorobie sierocej. Ale co tam… Najważniejsze przecież, żeby móc sobie powiedzieć: „Moje!” i napawać się bzdurną dumą o przekazaniu potomstwu własnych genów.

„Moje, moje dziecko! Krew z moje krwi i kość z mojej kości” – jakże żałosne wydaje się to stwierdzenie. Podbiliśmy Kosmos i rozbili atom, ale w kwestii rozumienia rodzicielskiej miłości tkwimy mentalnością w czasach sprzed epoki kamienia łupanego.

Opublikowano Uncategorized | 3 Komentarze

Nie założę sukienki

„Razem przeciwko kulturze gwałtu!” – oto hasło nowej, ogólnoświatowej akcji, w której, jak rozumiem, chodzi o sprzeciwienie się stosowaniu przemocy seksualnej wobec kobiet. Cel zatem jest szczytny, wart poparcia. Idiotyzm formy tego protestu sięga jednak najodleglejszych krańców kosmosu. Akcja polega na tym, by mężczyźni zakładali sukienki i, w tym przebraniu, robili sobie zdjęcia opatrzone podpisem: „Jeśli kobieta, wkładając spódnicę, zaprasza do gwałtu, to ja też zapraszam”.

Pomijam fakt, że nie mam pojęcia, czy ci panowie, paradujący w kieckach, chcą być gwałceni przez mężczyzn, czy przez kobiety. Mniejsza o to nawet, że facet, przywdziewając kobiecy strój, wygląda idiotycznie, przez co równie komiczna i żałosna wydaje się cała akcja „Razem przeciwko kulturze gwałtu!”. Nie dlatego jednak nie wezmę udziału w tym projekcie (zostałem do niego zaproszony).

Mieliśmy niedawno ogólnoświatową akcję, która polegała na polewaniu się lodowatą wodą – w imię solidarności z osobami chorującymi na stwardnienie rozsiane. Potem była kolejna: zakładanie kolorowych skarpetek nie do pary – też służąca jakiejś szczytnej manifestacji. Kto o tym dzisiaj pamięta? Ot co, fajnie było. Ludziska pobawili się, pouśmiechali, zamanifestowali publicznie swoją poprawność polityczną oraz prawość myślenia. I tyle. Łańcuszek tych – rzekomych – gestów solidarności został przerwany, bo, zwyczajnie, opatrzył się, znużył publikę. Podobny los czeka akcję „Razem przeciwko kulturze gwałtu!”.

Bezsens takich projektów, jak „Ice bucket challenge” czy „Razem przeciwko kulturze gwałtu!”, polega na tym, że są one wyłącznie produktami popkultury. Odwołują się zatem do tego, co najbardziej schematyczne, pospolite i przyziemne, mając charakter niezbyt wyszukanej zabawy. Ludziska sądzą zatem, iż, poprzez takie czy inną dziecinadę, zmienią rzeczywistość. Łatwiej przecież wylać na siebie kubeł wody albo założyć kieckę niż poprzestawiać klocki we własnej głowie.

Opublikowano Uncategorized | 2 Komentarze

Zgadzam się z abp. Michalikiem

Wiele dziś mówi się – i słusznie – o karygodnych nadużyciach dorosłych wobec dzieci. Tego rodzaju zła nie wolno tolerować. Ale nikt nie odważy się pytać o przyczyny, żadna stacja telewizyjna nie walczy z pornografią, promocją fałszywej, egoistycznej miłości między ludźmi. Nikt nie upomina się za dziećmi cierpiącymi przez brak miłości rozwodzących się rodziców, a to są rany bolesne i długotrwałe. Na naszych oczach następuje promocja nowej ideologii gender. Już kilkanaście najwyższych uniwersytetów w Polsce wprowadziło wykłady z tej nowej, niezbyt jasnej ideologii, której programową radę stanowią najbardziej agresywne polskie feministki, które od lat szydzą z Kościoła i etyki tradycyjnej, promują aborcję i walczą z tradycyjnym modelem rodziny i wierności małżeńskiej.

Powyższe słowa z kazania abp. Józefa Michalika mocno uraziły ponoć ​działaczkę ruchu feministycznego Małgorzata Marenin. Złożyła więc do sądu pozew o naruszenie dóbr osobistych. Taka jest wrażliwa na punkcie swojej postawy i lotności własnego intelektu.

Gender interesuje mnie tyle, co skład powierzchni księżycowej, daty świąt liturgicznych Kościoła katolickiego, prawda o pochodzeniu Całunu Turyńskiego albo najnowsze trendy w produkcji wibratorów dla gejów, czyli zupełnie nic. Nawet nie chce mi się czegokolwiek czytać na temat genderowskiej ideologii. Z wypowiedzią abp. Michalika zgadzam się jednak w pełni, nawet jeśli przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski zastosował w niej sofistykę. Zgadzam się z jego słowami do tego stopnia, że podpisałbym się pod nimi własną krwią.

Ale nikt nie odważy się pytać o przyczyny, żadna stacja telewizyjna nie walczy z pornografią, promocją fałszywej, egoistycznej miłości między ludźmiw tym stwierdzeniu nie dostrzegam żadnej przesady. Mass media nie tylko nie pytają o przyczyny, ale ów stan rzeczy kreują i promują, odwołując się do najbardziej prymitywnych ludzkich instynktów, schlebiając gustom motłochu. Na portalach informacyjnych, obok opisu dramatów na Ukrainie, epatuje się cyckami celebrytek, zabawnymi filmikami z Yotube i pseudoaferami, rozmydlając tym samym ludzkie tragedie. Kogo to jednak obchodzi? Kto zwraca uwagę na ten schizofreniczny bełkot? Takie są przecież prawa mediów.

Nikt nie upomina się za dziećmi cierpiącymi przez brak miłości rozwodzących się rodziców, a to są rany bolesne i długotrwałeczy cokolwiek w tych jest słowach kłamliwego? Egoistyczna miłość dorosłych, oparta nie na odpowiedzialności, szacunku i przyjaźni, lecz na „motylach w brzuchu” – miłość egoistyczna właśnie – zawsze skutkuje dramatami najmłodszych. Gdy te „motyle” z brzucha ulatują, „zakochani” w sobie niegdyś rodzice nierzadko rozgrywają własnymi dziećmi swoje prymitywne, podszyte egoizmem, konflikty. Kogo to jednak obchodzi? Najważniejsze przecież jest bycie sobą, realizacja własnych ambicji, marzeń, tzw. sięganie gwiazd… No i miłość też jest ważna, czyli „motyle w brzuchu”, oraz wszystko, co z nimi związane. To się dzisiaj promuje i to się świetnie sprzedaje.

Czy feministki nie są agresywne (co twierdzi abp. Michalik)? Są. Panie te zapominają tylko o najważniejszym: krzykiem nie da się przegonić ciemności z pokoju. Trzeba zapalić światło.

A gender? O co chodzi? Chyba tylko o to, żeby tworzyć i uzasadnić kolejną bzdurną ideologię, schemat. Schematy wszak są praktyczniejsze w użyciu niż samodzielność oraz odwaga myślenia.

 

 

 

Opublikowano Uncategorized | 13 Komentarzy

Wiedza radosna

Człowiek sam dla siebie jest tak przepastną tajemnicą, że cokolwiek pomyśli na własny temat natychmiast staje się kłamstwem. Jego postrzeganie rzeczywistości jest na tyle wadliwe i ograniczone, że tak naprawdę na każde pytanie powinien udzielać odpowiedzi: „Nie wiem”.

Cały istniejący porządek społeczny oraz wszystko, co w nas, sprowadza się do gry emocji generowanych przez bodźce, z jakich źródła zwykle nie zdajemy sobie sprawy, kurczowo trzymając się nawyków codzienności: naszych instynktów, chciejstwa, lęków, ocen, wartości albo wymysłów. Jesteśmy tylko zbiorem iluzorycznych, chwiejnych przekonań oraz oszustw wypracowanych na własny użytek – chwilowych albo tych, które konstruowaliśmy w sobie przez lata. Niczym więcej. Jakże to radosna wiedza!

Wyzwalająca prawda sprowadza się do stwierdzenia: ani siebie, ani tego, co wokół mnie, nie mogę traktować serio; mogę jedynie wszystko kwestionować – w najwyższym stopniu to, czego mam stuprocentową pewność.

Buddyści powiadają: „Kto nie wie, ten mówi, że wie. A kto wie, ten milczy”. Tęsknię za stanem, jakiego obecnie mam jedynie intuicyjne przeczucie. Stanem, w którym nie będę odczuwał już potrzeby, by cokolwiek mówić o sobie i otaczającym mnie świecie. Dopiero wtedy będę mógł prawdziwie żyć.

Opublikowano Uncategorized | 1 komentarz

O tym, dlaczego nie jestem ateistą

K., komentując na Fecebooku mój wczorajszy blogowy wpis, wyraził się następująco: Drogi Wojtku, nikt nie ośmiesza ani nie obraża Twoich poszukiwań, rozterek, dobrego samopoczucia. Ale Twój ateizm jest tak wojujący i obrazoburczy, że czasami jestem w szoku.

Czy jestem ateistą? Nie jestem nim. Co więcej ­– ateizm uważam za kolejną bzdurny wymysł ideologiczny, który powoduje tyle samo nieszczęść co fałszywe, egocentryczne i stadne przekonania religijne: rodzi taką samą podłość, nienawiść, w najlepszym razie szyderstwo albo kpinę z ludzi o innych poglądach. Ateizm to nic innego jak tylko jeden ze schematów zaślepionego umysłu.

Nie jestem ateistą również dlatego, że mam w sobie tyle demonów, iż kolejny, ateistyczny, jest mi absolutnie zbyteczny. Patrząc na poczynania ateistów, na to, jak nakręcają się niezdrowymi emocjami, usiłując dowodzić swoich racji, zwyczajnie zaczyna mnie mdlić. Ot co.

Dlaczego nie jestem chrześcijaninem bądź wyznawcą innej religijnej doktryny? Dlaczego nie jestem ateistą? Ano dlatego, że wiele do myślenia dało mi jedno z pouczeń Jezusa zawarte w Ewangelii Janowej. Cytuję: „Przyszedłem na ten świat, aby przeprowadzić sąd, aby ci, którzy nie widzą, przejrzeli, a ci, którzy widzą, stali się niewidomymi”. Usłyszeli to niektórzy faryzeusze, którzy z Nim byli i rzekli do Niego: „Czy i my jesteśmy niewidomi?”. Jezus powiedział do nich: „Gdybyście byli niewidomi, nie mielibyście grzechu, ale ponieważ mówicie: «Widzimy», grzech wasz trwa nadal”.

Przeczytawszy te słowa – ze zrozumieniem – dotarło do mnie, że, trzymając się rozumowania ateistycznego bądź schematów jakichkolwiek przekonań religijnych, byłbym tylko ślepcem, który wykrzykuje: „Widzę!”. W istocie mędrzec z Nazaretu mówi przecież o tym, co w psychologii określa się takimi pojęciami jak „błąd konfirmacji”, „efekt ślepej plamki”, a także kilkoma innymi. Od tego czasu wolę uchodzić za niewidomego i czuć się niewidomym. Zdarza się jednak, że któryś z moich demonów – mniej albo bardziej subtelnie – wmawia mi: „Stary, widzisz! Uwierz w to, że widzisz!”. Po takich podszeptach rozpoznaję własną głupotę.

Opublikowano Uncategorized | 8 Komentarzy

Pod rozwagę tzw. dobrym ludziom

Kiedy przyglądam się sobie i szanuję, a nawet podziwiam siebie za własną wrażliwość, dobre uczynki oraz empatię, zawsze do łba cisną mi się słowa Jezusa: Jeśli kochacie tych, którzy was kochają, co to za łaska? Przecież i grzesznicy kochają tych, którzy ich miłują. Jeżeli dobrze czynicie tym, którzy wam dobrze czynią, co to za łaska? Przecież grzesznicy postępują tak samo. Jeżeli pożyczacie tylko tym, od których spodziewacie się zwrotu, co to za łaska? Przecież grzesznicy pożyczają grzesznikom, aby tyle samo odebrać (Łk 6, 31-35).

Jezus nie jest ani moim panem, ani bratem, ani pasterzem. Jest wyłącznie kimś, kto kurewsko psuje moje dobre samopoczucie. I chwała mu za to.

„Ja, egoista” – 10 lutego 2012 r.

Opublikowano Uncategorized | 7 Komentarzy

Owsiakowi dałem na dwa znaczki

– Panie, ale ten Owsiak kasę trzepie! – rzekł mi dzisiaj wiekowy sąsiad, gdy mijaliśmy się w drzwiach naszego budynku. – Ta jego fundacja, panie, to przecież kombinat! Ilu on ludzi w tej Orkiestrze zatrudnia! Widział pan, jaką willę mają?!

– Nie widziałem, panie – odparłem uprzejmie.

– No patrz, pan, no patrz, pan… – westchnął sąsiad, po czym udał się w kierunku kościoła.

Owsiak kasę trzepie. Chwała mu za to. Przypuszczam, że jego fundacja ma sztab etatowych pracowników. Jest to normalne i jak najbardziej właściwe. Działania charytatywne prowadzone na taką skalę wymagają profesjonalistów. Trudno wyobrazić sobie, by na przykład księgowością u Owsiaka zajmowała się wolontariuszka – pani, która, po ośmiu godzinach własnej pracy zarobkowej, wraca umęczona do domu, zjada obiad, a następnie, zagrzewając się okrzykiem „Sie ma!”, siada do przeliczania WOŚP-owych milionów albo analizy przetargów. Gdyby Owsiak nie zatrudniał na etatach w swojej fundacji wykwalifikowanych pracowników, kiepsko bym mu ufał. Chyba nie tylko ja. Podrygujący wszak wolontariusze sprawdzają się wspaniale w roli puszkowych zbieraczy. Na co dzień jednak w takim WOŚP-ie trzeba zapewne bardzo konkretnie „ciupać” i „jechać z koksem”, jak to określa mój znajomy, który pracuje w Polskiej Akcji Humanitarnej. Nie ma zmiłuj się. Każda dobra robota wymaga dobrych pracowników i maksymalnego zaangażowania. A że Owsiak posiada siedzibę w budynku wolnostojącym? A niby gdzie jego ludzie mieliby pracować? Na ławkach w parku? Zima teraz jest.

– To pan dał pieniądze Owsiakowi, serduszko widzę – sąsiad wykazał się sokolim wzrokiem, gdy, zbiegiem okoliczności, znowu mijaliśmy się w drzwiach naszego, budowanego jeszcze za Niemca, domu. – I pan naprawdę wierzy, że te pieniądze pójdą na sprzęt medyczny? Taki pan, panie, naiwny jest?

– Na żaden sprzęt Owsiakowi nie dawałem – wyjaśniłem grzecznie. – Jedynie na dwa pocztowe znaczki mu dałem. Przecież z biura tego WOŚP-u muszą też listy wysyłać.

Opublikowano Uncategorized | 5 Komentarzy

Na własne życzenie

Rzeczy, których pożądasz, które chcesz mieć. Które możesz kupić za pieniądze. Być niewolnikiem rzeczy to niewola jeszcze doskonalsza niż więzienie. To niewola doprawdy ideologiczna, bo tu już nie ma żadnej przemocy z zewnątrz, żadnego przymusu. To już sama tylko dusza niewolnicza niewolę sobie stwarza, bo niewoli łaknie.

S. Mrożek, Emigranci

Komentarzem do powyższego mogą być słowa Gandhiego: Ziemia zapewnia wystarczająco wiele, by zaspokoić potrzeby każdego człowieka. Ale nie jego żądze.

Opublikowano Uncategorized | 1 komentarz

Budda jak Hitler

Problem w tym, że, pośród mnogości propozycji samorealizacji albo rozwoju duchowego, zapomina się wyjaśniać ludziom, iż najistotniejsze w niegubieniu się na ścieżkach życia staje się wyczucie czy – jak kto woli – zaufanie własnej intuicji. Ale kto przejmuje się pierdołami, skoro kultura podpowiada motłochowi, że każdy może wszystko i każdego na wszystko stać? Motłoch kulturze głównego nurtu wierzy, bo ta kultura uwodzicielsko szepce również do mas, że każdy jest wyjątkowy.

Pierdoły są najistotniejsze, ponieważ los, karma, człowieka składa się z pierdół. Oto dwa zdania:

Uważał siebie za jedyny w swoim rodzaju odczuwający środek wszechświata. (…) Ja jestem i nikt więcej.

W całych niebiosach i na całej ziemi jestem tym jednym, najbardziej godnym czci.

Pierwszy cytat pochodzi z książki „Lis na poddaszu” Richarda Hughesa i odnosi się do Hitlera. Drugi – to słowa Buddy. Mainstream nie oferuje takich wyjaśnień, nie czyni i nie podkreśla różnic. Jego celem jest ogłupianie ludzi, a nie prowadzenie ich ku przebudzeniu. Dlatego wkłada wszystko do jednego worka. Zatem świat pełen jest sfrustrowanych narcyzów, uganiających się niby za prawdą i miłością, lecz niewiedzących nawet, co z tą prawdą oraz miłością zrobić.

Opublikowano Uncategorized | 1 komentarz