Szanowni Państwo,
istnieje wiele oznak tego, że nie czujemy się bezpiecznie. Zagadnienie to dotyczy w równym stopniu kobiet, jak i mężczyzn. Nie mam tu na myśli faktu, iż odczuwamy dzisiaj zagrożenie ewentualnością ataków terrorystycznych albo ulicznych rozbojów czy gwałtów. Przede wszystkim nie czujemy się bezpiecznie sami z sobą. Dowodzi tego narastająca liczba samobójstw, pandemia poczucia osamotnienia, depresji, która dotyka coraz młodszych ludzi, i wydłużające się kolejki do psychologów oraz psychiatrów. Alkoholizm bądź odurzanie się środkami psychoaktywnymi stały się zjawiskami powszechnymi, również w środowiskach cieszących się społeczną estymą, nie wyłączając tak zwanych elit intelektualnych. Oto największy paradoks naszej rzeczywistości. Jak to możliwe? Przecież żyjemy w czasach, w których, jak nigdy dotąd, podkreśla się wartość życia, przyjaźni, miłości, samorealizacji i tym podobnych rzeczy. Z czego więc wynika ów absurdalny i brutalny dysonans pomiędzy naszymi wzniosłymi – zdawałoby się – pragnieniami, a tym jak funkcjonujemy naprawdę?
Hinduski mistyk i znakomity psychoterapeuta, Anthony de Mello, twierdził, że pozytywna formuła, która brzmi: „Ja jestem OK i ty też jesteś OK”, powinna zostać zastąpiona stwierdzeniem: Ja jestem głupi i ty też jesteś głupi. Uważam, że jest to właściwy trop. Nic w tym zresztą odkrywczego. Wszystkie osoby przebudzone, począwszy od Buddy, Jezusa, Sokratesa, a na Kapleau, Wilberze albo Krishnamutrim skończywszy, powtarzają nam to samo. Czasami wprost, innym razem za pomocą przypowieści i pojemnych metafor, wskazują na fakt, że trwamy w swoistym transie hipnotycznym i powinniśmy zakwestionować nasze postrzeganie rzeczywistości, przewartościować wszystko, co nosimy w głowach. Jakże znamienne jest to, że Wyrocznia Delficka dlatego uznała Sokratesa za najmędrszego z ludzi, ponieważ twierdził on: Wiem, że nic nie wiem. Tymczasem my o tylu rzeczach wiemy, o tylu sprawach jesteśmy z całą powagą przekonani. Bywa, że słowa różnych mędrców zachwycają nas i inspirują. W istocie jednak ich nie słuchamy. Wolimy przecież trwać uczepieni własnych prawd oraz wyobrażeń. I zdaje nam się, że właśnie dzięki temu jesteśmy sobą. Zresztą postulat bycia sobą to naczelne hasło popkulturowego bełkotu. Warto jednak pamiętać, jaka jest istota i funkcja popkultury. Wynika to z samego znaczenia tego terminu.
Żyjemy, szanowni państwo, pośród iluzji, że nasz brak poczucia bezpieczeństwa to wyłącznie skutek okoliczności zewnętrznych. Obawy, jakie budzą w nas obecnie uchodźcy, narastająca przestępczość, niestabilność rynku pracy, niepewność trwałości relacji międzyludzkich albo perspektywa tego, iż w każdej chwili może nas zacząć toczyć któraś ze śmiertelnych chorób – istnieje mnóstwo powodów, by żyć w nieustannym poczuciu zagrożenia. Gratuluję też dobrego samopoczucia wszystkim tym, którzy twierdzą, że chcą jedynie kochać i być kochanymi, mieć oddanych przyjaciół, móc realizować własne marzenia, no i rzecz jasna czuć się bezpiecznie. Polecam im do zapamiętania moje ulubione stwierdzenie Ludwika Wittgensteina. Brzmi ono: Najtrudniej powstrzymać się przed samooszustwem. Tak to już jest, szanowni państwo, że człowiek najlepiej oszukuje sam siebie. Oszukiwanie innych wychodzi mu znacznie gorzej. Oczywiście niewiele jest osób, które potrafią przyznać – przede wszystkim same przed sobą – że nurzają się w samozakłamaniu niczym w szampańskiej pianie. Zwykle twierdzimy, że kieruje nami pragnienie miłości, sprawiedliwości, dobrych obyczajów itd., itp., etc. A przede wszystkim domagamy się prawdy. Notabene w buddyzmie istnieje piękne powiedzenie: Szukasz prawdy? Po prostu odrzuć swoje poglądy.
Świadectwem odczuwania braku bezpieczeństwa jest także nasza coraz powszechniejsza predylekcja do narzekania, krytykanctwa, czarnowidztwa, a co gorsze – do podkręcania i pielęgnowania w sobie negatywnych emocji, którą to skłonność niektórzy – mylnie – oceniają jako swoją wrażliwość. Coraz częściej można spotkać też ludzi, którzy z owej destrukcyjnej siły, tkwiącej w ich umysłach, czynią cnotę. A jednym z największych deficytów współczesności jest to, że człowiek utracił zdolność do konfrontowania się z samym sobą, rozpoznawania w sobie ciągłej i nieraz niezwykle subtelnej tendencji do samooszukiwania się.
Nasz neurotyzm oraz narcyzm sprawiają, że nie patrzymy na siebie obiektywnie. Jesteśmy nastrojeni na wydawanie sobie cenzurek. Z takiego dumania zwykle wychodzi nam na to, że albo uchodzimy we własnych oczach za beznadziejnych, albo wspaniałych – zależy od czasu oraz okoliczności. Albo więc sami siebie potępiamy, albo gloryfikujemy. Tymczasem wartość twórczej, konstruktywnej autoanalizy nie ma nic wspólnego z katowaniem siebie wyrzutami sumienia, wyobrażeniami własnej marności czy popadaniem w samouwielbienie. Polega ona wyłącznie na tym, że zyskujemy głęboką świadomość tego, kim jesteśmy, jak ogromnie manipulujemy sami sobą – z jak wielkim nieraz wysiłkiem podkręcamy w sobie rozmaite iluzje oraz pseudoprawdy.
Kochaj i czyń, co chcesz – to słowa św. Augustyna. Prosta rzecz: jeśli kochasz siebie i wszystko, co wokół, to – cokolwiek byś robił, człowieku – żadnej krzywdy ani sobie, ani światu nie wyrządzisz. Żyjemy jednak w czasach, w których, jak pokazują badania, człowiek coraz bardziej pogrążą się w autodestrukcji – w głębi naszych jednostkowych umysłów stajemy się wrogami samych siebie. Zatem nie jesteśmy zdolni ani do miłości własnej, ani do kochania bliźnich. Uważam, że jest to o wiele groźniejsze zjawisko niż przestępczość zorganizowana i terroryzm razem wzięte.
Dlaczego dzieje się tak, że człowiek sam siebie wprawia w permanentny niepokój i sam z sobą bezpieczny się nie czuje? Wciąż aktualne są słowa Nietzschego, zawarte w książce „Z genealogii moralności”, które brzmią: Jesteśmy sobie nieznani, my poznający, my sobie samym: i nie bez powodu. Nigdy siebie nie szukaliśmy – jakże więc mielibyśmy siebie znaleźć?. Oto najprostsza odpowiedź na wszelkie nurtujące nas pytania. Również te dotyczące bezpieczeństwia w każdym jego aspekcie. Twierdzenie Nietzschego jest zresztą niejako powtórzeniem Sokratejskiego postulatu: Poznaj samego siebie. Poznaj samego siebie, a wtedy cały świat stanie przed tobą otworem. Pytanie tylko, czy rzeczywiście mamy ochotę poznawać samych siebie. Można odnieść wrażenie, że o wiele bardziej pociąga nas rozstrzyganie spraw dotyczących na przykład tego, czy „Bolek” naprawdę był „Bolkiem”, czy ojciec dyrektor z Torunia dostanie od obecnego rządu wielomilionowe dotacje albo czy jeden z naszych eksprezydentów rzeczywiście cierpi na chorobę alkoholową. Dajemy się uwodzić wielu społecznym zjawiskom, uważając, iż skupianie na nich uwagi jest objawem naturalnym, a nawet pożądanym. Nierzadko ekscytujemy się sprawami, które kompletnie nas nie dotyczą i na które wpływu nie mamy. Pomagają w nam tym media nachalnie epatujące wizjami zagrożenia, sensacji albo ckliwych wzruszeń. Jesteśmy, proszę państwa, zdezorientowanym stadem, jakim macherzy od socjotechniki, przeróżni pseudo-guru i pozostali mentorzy naszych czasów mogą dowolnie manipulować, bazując na naszych psychicznych deficytach i kreując w nas sztuczne potrzeby. Jeśli ktokolwiek z szanownych państwa poczuł się dotknięty epitetem „zdezorientowane stado”, zaznaczę, że nie ja jestem jego autorem. Określenia tego, w pierwszej połowie XX wieku, użył Walter Lippman, nestor amerykańskich dziennikarzy oraz czołowy teoretyk demokratycznego liberalizmu. Wcześniej identyczne założenia socjotechniczne tworzyli przedstawiciele elit rewolucyjnych w Rosji. Metody zniewalania jednostek wszędzie są takie same, niezależnie od kultury, zinstytucjonalizowanych systemów religijnych albo politycznych.
Jakże słuszne, w kontekście dzisiejszej konferencji, wydaje się spostrzeżenie Dalajlamy: Człowiek jest tak zaniepokojony swoją przyszłością, że nie cieszy się z teraźniejszości. W rezultacie nie żyje ani w teraźniejszości, ani w przyszłości. Żyje tak, jakby nigdy nie miał umrzeć, po czym umiera tak naprawdę nie żyjąc. Z kolei Budda nauczał: Jesteśmy tym, co o sobie myślimy. Wszystko, czym jesteśmy, wynika z naszych myśli. Naszymi myślami tworzymy świat. Wbrew temu wskazaniu, nasze głowy zapełnione są normami, stereotypami, myśleniem życzeniowym oraz wyobrażeniowym na temat tego, jak rzeczywistość powinna wyglądać. W wielu ludziach te nabyte ze świata zewnętrznego iluzje zakorzenione są na tyle mocno, że uważają je za oczywiste i jak najbardziej własne – zupełnie tak, jakby byli w nie wyposażeni już z chwilą przyjścia na świat. Jest to zjawisko, które, odnosząc się do terminologii nowotestamentowej, określić można jako grzech śmiertelny, grzech przeciwko Duchowi Świętemu, o którym, w Ewangelii wg Mateusza, Jezus powiada, że nie będzie wybaczony ani w tym życiu, ani w przyszłym. Badacze Pisma i mitografowie podkreślają, że ten „grzech śmiertelny” w istocie jest metaforą związaną z rzeczywistą konstrukcją psychiczną człowieka. Jeśli tkwimy uczepieni jakiegoś iluzorycznego przekonania, pielęgnujemy je, podsycamy w sobie emocje z nim związane, to wówczas nikt i nic nie jest w stanie nam pomóc: żadna religia, żadna terapia, wiedza i żadna, nawet najbardziej wzniosła, ideologia. Sami siebie skazujemy wtedy na piekło – nie w zaświatach, lecz tu, na Ziemi. Jeśli nie porzucimy nawykowego sposobu myślenia, stereotypów i nieustannie będziemy chcieli zmieniać świat, zamiast zmieniać samych siebie, nigdy nie poczujemy się bezpieczni. Pozostanie nam jedynie omawiać sprawy bezpieczeństwa, z podobnym zresztą skutkiem, z jakim robi to Rada Bezpieczeństwa ONZ.
W jednym z Kazań Mistrz Eckhart powiada: Dlatego zacznij od siebie samego i siebie się wyrzeknij. Bo jeśli nie uciekniesz najpierw od siebie samego, wtedy bądź pewny, że dokądkolwiek pobiegniesz, gdziekolwiek się znajdziesz, zawsze natrafisz na przeszkody i niepokój. Ludzie szukają pokoju w rzeczach zewnętrznych: w miejscach i sposobach, u innych i w działaniu albo też na obczyźnie, w ubóstwie lub poniżeniu – cokolwiek by to było i choćby wywierało na tobie najsilniejsze nawet wrażenie, wszystko to pozostanie nicością i nie przyniesie ci pokoju. Z kolei Joseph Campbell, w książkowym wywiadzie zatytułowanym „Potęga mitu”, mówi: Jesteśmy tak mocno zaangażowani w robienie różnych rzeczy, w realizowanie rozmaitych celów i wartości zewnętrznych, że zapominamy o tym, iż wszystko sprowadza się właściwie do wartości wewnętrznej – do zachwycania się związanego z samym faktem bycia żywym.
Dziękuję za uwagę.
Wojciech Szczawiński
Interdyscyplinarna Konferencja Naukowo-Dydaktyczna „Kobieta bezpieczna 5”
Uniwersytet Śląski, 7 III 2016 r., Katowice
Ciekawe czy wyszedl Pan na wichrzyciela i jak wpisal sie w klimat konferencji.
Samowiedza,samoświadomość,bycie w zgodzie z samym sobą…i co jeszcze?Żeby chociaż trochę zbliżyć się do tego ideału trzeba żyć tysiąc lat i mieć miliony doświadczeń, a i to za mało.Widocznie jesteśmy wybrakowanym boskim dziełem,może dlatego że żaden bóg nie lubi konkurencji:)
Tez kiedys o tym pomyslalalam. Ktos nam bardzo ukrocil czas korzystania z doswiadczenia zyciowego, srednia wieku u mezczyzn wciaz spada, wypalamy sie jak zarowki, zajmujac sie bzdetami typu rodzina, kopulacje, image, stad zyjemy jakbysmy nigdy nie mieli umrzec i umieramy jakbysmy nigdy nie zyli…
o, bardzo przepraszam, proszę wykreślić kopulacje z listy bzdetów 🙂
Wrzucasz rodzinę do kategorii bzdetów…?!, cóż i tak można; choć dla mnie to jakaś porażka. Ciekawe jednak co masz konkretnie na myśli ?
Zgadzam się,że rodzina,kopulacja,image to nie są bzdety:)Pod warunkiem,że nie czyni się z nich nowych bogów,a co gorsza nowej religii:)
Mam na mysli, ze ludzie przebudzeni nie mieli dzieci oraz porzucali swoje rodziny – wiezi czy przywiazanie jakos im przeszkadzaly w rozwoju..chocby np Jezus (choc tu nie wiadomo, bo podobno kochal Marie Magdalene), Sokrates, Budda, kilku innych, deMello, pewnie jeszcze wielu im podobnych…a ludzie zwykli sa bardzo przywiazani…nie rozumieja zycia ani przemijania,placza jak dzieci lub egoisci, kiedy umrze im ktos z rodziny, co jest normalna oczywiscie reakcja, ale swiadczy tez o nierozumieniu zycia, przemijalnosci i natury rzeczy, bo nie wychodza z tego cieprpienia, tylko wpadaja w obled i laduja w psychiatrykach.
OKI 🙂 , teraz rozumiem, w sumie podzielam Twoje zdanie. Dodam, że tych przebudzonych będzie zawsze drobina, tyle „co kot napłakał” – chyba, że coś się zmieni…
„tych przebudzonych będzie zawsze drobina…” – drobina szczawiu 🙂
Nie wiem czy dokladnie o to panu chodzilo,ale juz dawno zauwazylam, ze:
-Wszystko co wiemy i myslimy o swiecie jest tylko nasza interpretacja rzeczywistosci, proba upchniecia jej w jakies zrozumiale dla nas ramy. To,co nas otacza tak naprawde nie ma regul, bo swiat/zycie to jedna wielka dzungla
-NIC nie determinuje NICZEGO
Taka nieskomplikowana trescia chcialam sie podzielic…
Wiem-prostackie, ale tylko na tyle mnie stac 🙂
Pozdrawiam wszystkich czytelnikow
…dlaczego „prostackie”? Nieprawda, wcale takie nie jest, wypowiedź ciekawa i istotna 🙂
Co jakiś czas czytam Twoje felietony,dzisiaj przeczytałam,że najtrudniej powstrzymać się przed samooszustwem. Wiesz co,przerabiam niestety samooszustwo bliskiej mi osoby i cóż nie wiem,czy to „psychiczna inność” tej osoby, czy moja i nasza,tych wszystkich,którzy byli z Nią od zawsze.
Skąd ta dłuuuuuuuga cisza? Od 7 marca?
No właśnie autor bloga nie pisze…, nie dzwoni… 😉 – no jak to tak…, to nie uchodzi.
Bo w tym tekscie zawarte jest w zasadzie wszystko o wszystkim.
Czekamy na sygnał z CENTRALI, czekamy, czekamy, czekamy…