Kiedy ktoś raczy mnie stwierdzeniami w stylu: „Czyń dobro, bo ono do człowieka wraca” albo „Miłosierdzie względem potrzebujących miłe jest Bogu, dlatego należy pomagać”, nie tylko zaczynam odczuwać mdłości. Czuję się także obrażany. Słysząc takie komunały, uświadamiam sobie, że usiłuje się mną manipulować, że dokonuje się tego w najbardziej prostacki sposób. W rzeczy samej nawoływanie do pomagania za pomocą argumentów w rodzaju „Dobro wraca” jest w istocie okazywaniem pogardy. To tak samo, jakby powiedzieć: „Jesteś głupi, niewrażliwy, nie masz za grosz empatii i dlatego trzeba tobą manipulować, żeby zmusić cię do szlachetności”.
Jakaż małość musi tkwić w człowieku, skoro wspiera innych tylko dlatego, ponieważ liczy na to, że wyświadczone bliźniemu dobro do niego powróci albo że bóstwo, którego jest wyznawcą, spojrzy na niego łaskawszym okiem? Cóż to za podła, egoistyczna kalkulacja!
Trafnie, jak zwykle, choć zbyt bezwzględnie (według mnie). Jesteśmy zwykłymi ludźmi i niekiedy potrzebujemy wsparcia w czynieniu dobra czy bodźca do jego kontynuowania – bo słabniemy i ogarniają nas wątpliwości – te podgryzające nas piranie 😉 . Przychylne spojrzenie bóstwa, nadzieja na powrót do nas dobra, które uczyniliśmy czy nagroda wieczna mogą nam pomóc czynić dobrze. To takie mentalne doładowania. Nie są oczywiście „krystalicznie czyste” jako motywy czy inspiracje, ale to efekt się liczy.
Moze nie dobro wraca, a energia (prawo zachowania energii), no i Ziemia jest okragla. Po co mieszac w to religie.