We współczesnej kulturze istnieje zjawisko przyprawiające mnie o mdłości bardziej znacząco niż debilizm celebrytów bądź dziennikarzy bazujących na uwstecznianiu się ludzkich emocji. Odruchy wymiotne odczuwam najpotężniej wtedy, gdy czytam przeróżne „mądrości” o byciu sobą, potrzebie samorealizacji, potędze miłości oraz innych bzdetach (rozsyłane np. via Facebook). Jednocześnie zaczynam rozumieć, że tego rodzaju „mądrościami” dzielą się wyłącznie – na zasadzie kompensacji – osobnicy niezrealizowani, sfrustrowani, z potężnymi deficytami psychicznymi, którzy nie potrafią cieszyć się tym , co mają, ponieważ sądzą, że zasługują na więcej.
Czytam na przykład taką „złotą” myśl: Nie przejmuj się zbytnio tym, co ludzie powiedzą. Rób, co ci się w życiu podoba, jeśli tylko będziesz mógł potem w lustrze spojrzeć sobie w twarz. Jakże to inspirujące! Zapewne tego rodzaju umysłowa głębia kojąco wpływa na sumienia wielu pedofilów, złodziei i innych psychopatów. Człowiekowi myślącemu, który nie trwa w iluzjach na własny temat, takie inspiracje są zbędne. Co więcej – stają się dla niego intelektualnym prostactwem.