Sejm odrzucił dzisiaj projekty ustaw o związkach partnerskich.
Nigdy nie miałem doświadczeń seksualnych z mężczyzną. Wstręt budzi we mnie samo wyobrażenie takiego doświadczenia. Ale, skoro jestem heterykiem, to naturalne. I chociaż nie mam nic przeciwko oglądaniu pornografii – w przeciwieństwie do wielu mężczyzn – widok seksu uprawianego przez dwie kobiety „kręci” mnie raczej średnio.
Parady gejów i lesbijek wyzwalają we mnie mieszane uczucia. Są to, w mojej opinii, żałosne oraz negatywnie prowokujące widowiska. Po co to? Po jakiego czorta dzieci mają patrzeć na tego rodzaju dziwaczne przebieranki? Jeśli ktoś uważa, że oswoi społeczeństwo ze swoją preferencją seksualną poprzez krzyki, publiczne eksponowanie nagiego torsu, biustu albo pośladków, to – co najwyżej – reprezentuje umysłowość niezbyt rozgarniętego trzynastolatka. Chyba że nie o oswajanie heteryków tu chodzi. Z drugiej jednak strony – kiedy obserwuję podczas manifestacji buńczuczność, chamstwo, demagogię oraz zwierzęcą agresję naszych związkowców albo prawicowych czy lewicowych radykałów, zdaję sobie sprawę, że wolę, od biedy, oglądać barwne parady środowisk homoseksualnych. I że także dla dzieci widok ten jest zdrowszy.
Zamiast tolerować – czyli robić coś mniejszym bądź większym wysiłkiem dobrej woli – lubię rozumieć rzeczywistość. A z tego rozumienia wychodzi mi na to, że, podobnie jak ktoś rodzi się brunetem bądź blondynem, tak samo niektórzy z nas przychodzą na ten świat jako geje bądź lesbijki (nawet jeśli homoseksualną orientację przejawiają dopiero w późniejszym wieku). Niezbadane są prawa natury. Lesbijki i geje to również dzieci Boże. Nie ma więc sensu oburzać się, protestować. Wrogie nastawienie wobec środowisk homoseksualnych jest nie tylko oznaką chamstwa. Przypomina również sprzeciwianie się prawu grawitacji albo faktom, że zimą panuje mróz natomiast latem bywają dni upalne. Nonsens. Tyle, że zachodnia kultura zbudowana jest głównie z nonsensów. Nie wróżę więc homoseksualistom szybkiej i pełnej akceptacji społecznej.
Największą patologią jest głupota, czyli nierozumienie rzeczywistości. Objawia się ona także poniżaniem, krzywdzeniem bliźnich, zadawaniem cierpienia albo dążeniem przez jedną grupę jednostek do społecznego wykluczania drugiej. O wiele bardziej w porządek natury ingeruje transplantologia, zapłodnienie in vitro czy żywność modyfikowana genetycznie niż, jak uważają niektórzy, homoseksualizm. Traktowanie homoseksualizmu jako wynaturzenia jest sięgającą himalajskich szczytów aberracją. Inna rzecz, że zagorzali wrogowie gejów oraz lesbijek bywają nikim innym jak tylko kryptohomoseksualistami. Są na to badania.
Jedynie ignorantom można wmawiać, że małżeństwo pomiędzy kobietą i mężczyzną to naturalny, Boski stan. Sama etymologia tego słowa wskazuje na czysto społeczne korzenie instytucji małżeńskiej – wiąże je ze starogermańskim māl lub mahal („kontrakt”, „umowa”). Nie ma też przecież jednej formy małżeństwa. Istniały i nadal są obecne na świecie kultury oraz religie akceptujące poliandrię (kobieta posiada kilku mężów jednocześnie, przy czym żaden z nich nie ma innej żony) albo jej odwrotność, czyli poligynię. Do początku ubiegłego wieku wyłącznie wykonywana profesja, a także sytuacja majątkowa decydowały o zawieraniu małżeństw w naszym kręgu kulturowym. Starożytni Rzymianie i Grecy miłość homoseksualną cenili bardziej niż związki z kobietami. Przykłady na różnorodność form małżeńskich w dziejach ludzkości można zresztą mnożyć. Dlaczego więc gejom i lesbijkom zabraniać obecnie zawierania ustanowionych prawem związków? Jest to ewidentne poniżanie tej grupy społecznej. Nonsens kulturowy polega na tym, że ostracyzmowi temu przypina się etykietę wzniosłej obrony moralności.
***
Był to dla mnie szok.
Dochodziła północ. Leżałem z C., moją ówczesną partnerką, na wersalce w jej mieszkaniu, popijaliśmy wino. Zaczynało być cudownie miło, gdy drzwi do pokoju niespodziewanie uchyliły się. Na progu stanął jej ośmioletni syn. „Mamusiu – powiedział przecierając zaspane oczy – przypomniałem sobie, że pani w szkole zadała na jutro wypracowanie o bajkach. Muszę jeszcze wydrukować coś z Internetu…”. C. raptownie podniosła się z wersalki. Dostała furii. Nigdy przedtem nie widziałem jej w takim stanie. „Teraz sobie, kurwa, przypomniałeś?! – zaczęła wrzeszczeć. – No szlag mnie za chwilę z tobą trafi! No ja pierdolę! Co masz zrobić?!”. Przerażony ośmiolatek przeszedł do swojego pokoju, drżąc włączył komputer i wskazał na monitorze stronę, którą należało wydrukować. Był bliski płaczu. „Kurwa mać! – C. całkowicie straciła nad sobą kontrolę. – Tyle razy mówiłam, żebyś w szkole zapisywał wszystko w zeszycie! Nie byłoby takich sytuacji, że w środku nocy musisz odrabiać zadania! No kurwa mać! No ja pierdolę!”.
Rozumiem, że dzieci potrafią wyprowadzić dorosłego z równowagi. Jednak bycie rodzicem polega chyba też na tym, że człowiek, w konfrontacji z własnym dzieckiem, umie nad sobą panować i ma świadomość tego, co robi.
Syn C. wychowuje się w związku heteroseksualnym dwojga wykształconych ludzi po rozwodzie. Tylko jakie to ma znaczenie? Może wychowywany przez parę gejów albo lesbijek miałby szczęśliwsze dzieciństwo? Przecież nie orientacja seksualna rodziców decyduje o szczęściu dziecka. Wyłącznie miłość pozwala mu prawidłowo kształtować się i radośnie wzrastać.
Nie wiem czy są gdzieś badania, czy dzieci adoptowane przez pary homoseksualne wychowują się na homoseksualistów? Przeciwko parom/związkom i również oficjalnym małżeństwom nie mam nic przeciwko, ale nie wiem czy jest we mnie zogda na doptowanie przez nich dzieci…
związki, które nikomu nie czynią krzywdy – TAK!!!!!ale adopcja przez takie homoseksualne pary dzieci…to lekka przesada!!!choć Twój Wojtku przykład z synem C. jest wyjątkiem, który BYĆ MOŻE regułę potwierdzi….bo jedynie miłość daje gwarant, ciepło i pewność!!!!