Świat się nie skończył, przed nami kolejny rok. Jakie życzenia złożymy sobie o północy w sylwestra, za co napijemy się szampana? Wojciech Szczawiński radzi: za zwyczajność. Chcesz tego słuchać?
Zanim zdiagnozujesz u siebie depresję lub niską samoocenę, najpierw upewnij się, czy nie otaczają cię idioci – gdzieś w Internecie przemknęło mi przed oczami. Rada niezwykle mądra. Każdego dnia należy rozglądać się uważnie, czy przypadkiem nie otacza nas jakieś wariactwo i czy ktoś nie usiłuje robić z nas wariata. Najważniejsze jednak jest to, czy nie robimy z siebie wariatów we własnych głowach.
„Oryginalny”, „olśniewający”, „szokujący”, „niezwykły”, „sensacyjny”, „kontrowersyjny”, „niebanalny” – w obecnej kulturze tego rodzaju przymiotniki robią furorę jak nigdy przedtem. Nic dziwnego, że wielu ludzi daje się zaczarowywać takim słowom. Dążą więc do tego, żeby – nieraz za wszelką cenę – zaistnieć, wyróżnić się z tłumu i na różne sposoby błyszczeć pośród zbiorowości. Nawet kosztem robienia z siebie błaznów. Bycie zwyczajnym nie jest dzisiaj trendy. Prostota zdaje się być passé. Zwyczajność oznacza bycie nikim – wmawiają nam przebiegle rozmaici „eksperci”. I pewnie również dlatego wkoło jest tyle nerwowości, pozornych satysfakcji, rozczarowań, wewnętrznego niepogodzenia, niedowartościowania oraz depresji. Kto wie?
Nierzadko – porównując się ze światem zewnętrznym – czujemy się nie dość atrakcyjni, zbyt mało niezwykli, niepowtarzalni i niezasługujący na dobre samopoczucie. Uważamy siebie za marność, bo… (powodów do podkręcania w sobie niezadowolenia znajdujemy sporo). Ciągle też ktoś nas poucza, jacy być powinniśmy: przedsiębiorczy, asertywni, odnoszący wymierne sukcesy, emanujący pięknem, serdecznością, młodością, uśmiechem, siłą charakteru, duchową wzniosłością itd., itp., etc. Ble, ble, ble… Pranie mózgów, że hej! Wpędza ono człowieka permanentne poczucie winy, że nie jest taki, jaki być powinien, czyli że odstaje od normalności, bo nie skroił siebie na miarę swoich czasów.
A ilu z nas – tak z ręką na sercu – może powiedzieć, że jest zadowolonych ze swojej codzienności? Dorabiamy do życia rozmaite, mniej lub bardziej bzdurne, ideologie, lecz, w ostatecznym rozrachunku, również z nimi nie czujemy się szczęśliwi. Sami przed sobą coś udajemy, kreujemy się na kogoś, kim nie jesteśmy. „Byle nie być zwyczajnym!” – wydziera się w naszych głowach jakieś opętanie. A przecież „być zwyczajnym” znaczy po prostu „być sobą”.
W nadchodzącym roku, podobnie jak w latach następnych, wszystkim Onym (żeńskim i męskim) życzę – naprawdę bardzo serdecznie i szczerze – zadowolenia z poczucia własnej zwyczajności. Winszuję Wam tego bardziej niż szczęścia, sukcesów zawodowych, pieniędzy, a nawet zdrowia. Bo tak to już jest, szanowni Państwo, że tylko przy pełnej akceptacji swojej zwyczajności możemy odkrywać prawdziwą siłę i wartość naszej indywidualnej niezwykłości, dążyć do autentycznej samorealizacji, odczuwać trwałe – a nie jedynie chwilowe – upojenie z faktu bycia żywym. Wszystko inne to małpowanie obcych postaw oraz przekonań – życie nie w zgodzie z sobą, lecz według cudzych wymysłów o świecie.
Wojciech Szczawiński
Dziekuje Panu.
Miło czytać, co samemu się myśli.
Zwyczajnie.
Kto? Ja!
Mogę powiedzieć, że jestem zadowolona ze swojej codzienności. Nawet bardzo. Choć miewam lęki egzystencjalne, zwatpienia i wybuchy złości, to stan wewnętrzny jest dla mnie wartością nadrzędną nad jakąkolwiek rzeczą materialną, dlatego sumarycznie na ogół czerpię zadowolenie z bycia tak po prostu.
Komentarze już były,a więc krótko na ten temat.Załóżmy,że ja uważam,że jest Pan „oryginalny,olśniewający,niebanalny,kontrowersyjny’ itd.Załóżmy,że Pan tak nie uważa.Pozostaje pytanie,czy mój osąd jest bardziej zgodny z rzeczywistością(bo jak cię widzą,tak cię piszą),niż Pana wiedza na własny temat.Może Pan nawet nieświadomie również chce dorównać pewnym współczesnym standardom,bo bycie zwyczajnym jest niemodne.