Źródło: Onaonaona.com
Znowu nas wciąga. W swoje wątpliwości i odkrycia. Dziś Wojciech Szczawiński sięga wysoko, do samego Nieba. Wróć – wcale nie. Raj znajduje gdzie indziej. Całkiem blisko. Wierzysz czy nie – spróbuj poszukać po swojemu.
Kim jest Bóg? Pojęcia najmniejszego nie mam. Po pierwsze – najbliższy jest mi agnostycyzm, po drugie – odnajduję głęboką prawdę w stwierdzeniu św. Tomasza z Akwinu: że cokolwiek o Bogu powiemy, temu natychmiast musimy zaprzeczyć. Wszystkie wysiłki umysłu ludzkiego nie są w stanie wyczerpać istoty zwykłej muchy – pisał Książe Kościoła. A skoro tak, to jak mielibyśmy zrozumieć Boską naturę? Wbrew pozorom, ateiści, których przekonania budzą we mnie niemałe zdumienie, to ludzie też w Boga wierzący. Mocno wierzą w to, że tego Boga nie ma.
Ehje aszer ehje („Ja jestem ten, który jest”) – pada bardzo niekonkretna odpowiedź, gdy Abraham zadaje Bogu pytanie o to, kim Bóg jest. Z kolei święty Jan od Krzyża określa Boga mianem Nada, nada („Ani to, ani tamto”). Jednak większość ludzi – nawet tych, którzy nie praktykują religii, lecz w Boga osobowego wierzą – doskonale wie, kim Bóg jest i jakie cechy posiada. Nie dostrzegają jednak, że przypisują Bogu cechy, jakich sami – w swoim egocentrycznym chciejstwie – domagają się od rzeczywistości: dobroć, miłość, sprawiedliwość, opiekuńczość. W swoich głowach tworzą więc obraz Boga na podobieństwo własnych, najczęściej pełnych frustracji, wyobrażeń oraz roszczeń. Nierzadko uważają również, iż Bóg jest od załatwiania za nich rozmaitych spraw. W tym cały problem, jak sądzę. Staje się on podstawowym źródłem nieporozumień i rozczarowań rzeczywistością – Bogiem.
Ksiądz Anthony de Mello napisał taką historyjkę:
Do ucznia, który nieustannie oddawał się modlitwom, Mistrz powiedział: – Kiedy wreszcie skończysz wspierać się na Bogu i staniesz na własnych nogach? Uczeń był zaskoczony. – Przecież to ty uczyłeś nas, by uważać Boga za Ojca! – Kiedy nauczysz się, że ojciec nie jest tym, na kim możesz się wspierać, lecz tym, kto wyzwala cię z twojej skłonności do wspierania się na kimkolwiek?
Ten hinduski jezuita był również autorem niezwykle inspirującej opowieści o kobiecie, która przyszła do sklepu, gdzie sprzedawcą był Bóg. „To ty, Panie Boże?!” – zakrzyknęła uradowana i zaskoczona. „Tak, to ja” – odpowiedział Bóg. „A co u ciebie można kupić?” – zapytała kobieta. „U mnie można kupić wszystko” – padła odpowiedź. „W takim razie poproszę o dużo zdrowia, szczęścia, miłości, powodzenia i pieniędzy”. Pan Bóg uśmiechnął się życzliwie i oddalił na zaplecze, aby przynieść zamówiony towar. Po dłuższej chwili wrócił z malutką, papierową torebeczką. „To wszystko?!” – wykrzyknęła zdziwiona i rozczarowana kobieta. „Tak to wszystko – odpowiedział Bóg. – Czyżbyś nie wiedziała, że w moim sklepie sprzedaje się tylko nasiona? Tylko od ciebie zależy, co z nich wyhodujesz”.
Wychowano mnie w wierze katolickiej. Długie lata byłem ministrantem, kościelnym lektorem i uczestnikiem ruchu oazowego. Przyznam, że w tamtym okresie spotkałem wielu fantastycznych księży, o których życzliwą pamięć zachowuję do dzisiaj. Jednak, po przekroczeniu dwudziestego roku życia, zacząłem zastanawiać się nad tym, czym moja wiara różni się od tej, jaka cechowała wyznawców Zeusa, Ozyrysa, Światowida czy innych dawnych bóstw. Doszedłem do smutnego wniosku, że tak naprawdę różnicy pomiędzy tymi wierzeniami nie ma: prosiłem przecież swojego Boga o różne rzeczy, uważałem, że może zsyłać na mnie kary albo nagrody, że ten Bóg posiada nadludzką moc, no i że muszę zaskarbiać sobie jego łaski przez różnego rodzaju działania oraz celebracje. Wyznawcy dawnych religii postępowali podobnie.
Swoich wyobrażeń o Bogu trzymałem się długie lata. Podobnie jak większość ludzi, czułem się z nimi bezpieczny. Aż w końcu zrozumiałem, że tkwię w iluzji. No bo jak, przykładowo, Bóg, który jest nieskończenie miłosierny, który wszystko rozumie i wybacza, może jednocześnie wywoływać we mnie lęk przed wiecznym potępieniem? To religijna schizofrenia. Do dzisiaj pamiętam słowa katechetki, która, gdy miałem jedenaście albo dwanaście lat, powiedziała podczas lekcji religii: „Wy lepiej wierzcie w Boga, bo jeśli Bóg się od was odwróci, to popamiętacie”. Naprawdę zdumiewające stwierdzenie. Jakim sposobem nieskończenie dobry i miłujący ludzi Bóg może się od nich odwrócić? Czy zadaniem religii ma być wpajanie trwogi? Jeżeli tak, to tego rodzaju religia budzi we mnie sprzeciw. Taka religia jest manipulacją. Zamyka człowieka na odczuwanie piękna życia i pozbawia go wrażliwości. Irracjonalny lęk okalecza psychikę. Szczególnie, gdy zaszczepia się go w umysłach dzieci. Tymczasem każda ścieżka duchowa powinna otwierać w człowieku nowe, twórcze przestrzenie i służyć radosnemu przeżywaniu pełni własnego istnienia.
Bez względu na jakość, głębię czy rodzaj naszej praktyki religijnej, wyłącznie liczy się to, jaki rezonans wywołuje w nas istnienie. Notabene słowo „entuzjazm”, które wyraża radość w działaniu, pochodzi od greckiego en theos, co tłumaczy się jako „bycie w bogu” albo „bycie z bogiem”. Można więc uznać, że grzeszni stajemy się tylko wtedy, kiedy entuzjazmu jesteśmy pozbawieni. W taki sposób tłumaczą pojęcie grzechu mistycy, również chrześcijańscy. Grzechem staje się nasze błędne rozumienie rzeczywistości: poczucie beznadziei, pesymizm, czarnowidztwo. Doświadczamy ich wszyscy. Jakże często jednak podsycamy w sobie te złe emocje, trzymamy się ich kurczowo, niemal pielęgnujemy we własnych umysłach, rozpamiętując przykre doświadczenia, pretensje, nienawiści, litując się nad sobą i mając żal do całego świata. W ten sposób trwamy w grzechu, ponieważ – na własne życzenie – zabijamy w sobie entuzjazm.
A gdzie jest Raj? Wielu z nas trwa w przekonaniu, że znajduje się on gdzieś w zaświatach i, jeśli na to zasłużymy, wejdziemy do niego po śmierci. Nic bardziej mylnego. Ten Raj jest tu i teraz. Jezus, którego uważam za jednego z największych mędrców dziejach ludzkości, mówił o tym wyraźnie: Oto bowiem królestwo Boże pośród was jest (Łk 17, 21). Podkreśla to jeszcze dosadniej w apokryficznej Ewangelii według świętego Tomasza: Gdy wasi przywódcy powiedzą wam, że królestwo Boże jest w niebie, ptaki niebieskie będą przed wami. Jeśli zaś powiedzą, że królestwo Boże jest w morzu, ryby morskie będą przed wami. Ale królestwo jest tym, co jest w was, i tym, co poza wami. Skoro poznacie samych siebie, wtedy będziecie wiedzieć, że jesteście synami Ojca żywego. Jeśli zaś nie poznacie siebie, wtedy istniejecie w nędzy i sami nędzą jesteście.
Żyjemy w Raju. Raj jest tu i teraz. Od nas jedynie zależy, czy rajskość życia widzimy. Mówili o tym wprost i za pomocą rozmaitych metafor Jezus, Budda, a także inni mędrcy wywodzący się z różnych kultur. Sokrates nauczał: „Poznaj samego siebie, a wtedy cały świat stanie przed tobą otworem”. Tylko kto tego słucha?
Wojciech Szczawiński
Fanatyzm jest jedyna sila woli, ktora moga osiagnac takze slabi i niepewni. F.N.
PS. w-sluch-uje sie, dziekuje za wpis, nie pisze Pan na darmo:)
Dziękuję za miłe słowa.
Dokładnie tak 🙂
Ja również dziękuję za ten wpis. I nie tylko za ten 🙂
Panie Wojtku, absolutnie nie ma Pan racji co najmniej w jednym punkcie. Otóż ateiści to nie są ludzie wierzący w to, że boga nie ma. Ateiści to ludzie którzy WIEDZĄ, że boga nie ma.
A to spora różnica.