Nie bardzo rozumiem, co oznacza określenie „sprawny inaczej”. Albo ktoś jest sprawny albo nie jest. I tyle. Albo ktoś umie śpiewać, tańczyć, biegać, grać w koszykówkę, podnosić ciężary, albo ktoś tego robić nie potrafi. Albo ktoś umie oczarowywać i poruszać swoją twórczą pracą tłumy, albo nie jest do tego zdolny.
Myślę, że jest coś krańcowo głupiego i krzywdzącego w nazywaniu ludzi niepełnosprawnych „osobami sprawnymi inaczej”. To idiotyczne pojęcie zakłada bowiem jakąś inność, odmienność, odrębność, a tak naprawdę – niższość. Facet bez nóg gra w koszykówkę, zdobywa punkty i wzbudza entuzjazm publiczności. Tymczasem ja nawet sobie nie przypominam, bym na boisku kiedykolwiek trafił do kosza. I on jest sprawny inaczej? Niewidoma dziewczyna wyciąga w piosence wysokie „C”, przy którym ja się duszę. Jednak ona też jest sprawna inaczej. Natomiast ja jestem sprawny normalnie. Zatem wychodzi na to, że normą w powszechnym ujmowaniu sprawności jest moje beztalencie oraz fizyczne niedołęstwo.
Zapewne fakt, że łeb mam łysy, powoduje, iż w środowisku stylistów, wizażystów oraz fryzjerów uchodzę za osobę niepełnosprawną.