Rybka szuka wody

Źródło: Onaonaona.com

Wielokrotnie to słyszałaś, bo te słowa są jak refren piosenki z happy endem: stałam się szczęśliwa, kiedy polubiłam siebie. Za co lubić siebie, jeśli jest się „zwyczajną” i „przeciętną”? Jeśli sukcesy, wyjątkowość, niebanalne życie dotyczą innych, nie mnie? I czy to nie grzech próżności – kochać siebie za to, że po prostu się jest? Przeczytajcie, co myśli o tym mężczyzna. Choć określenie „miłość własna” nie ma płci. I wcale nie brzmi pejoratywnie. Przynajmniej nie powinno.

„Kochaj bliźniego swego jak siebie samego” – wszyscy mamy mocno wpojone te słowa. Ładowano je nam do głów od najmłodszych lat. Ale ilu z nas zwraca uwagę na drugi człon tego przykazania? Jego sens jest jednoznaczny i równie – a może nawet  bardziej – istotny: kochaj siebie samego. Albo: tylko kochając siebie będziesz w stanie prawdziwie miłować bliźniego.
Czy umiemy kochać samych siebie? Niestety. Nie potrafimy tego robić. Badania naukowe wykazują, że największymi swoimi wrogami jesteśmy my sami. Nasz egocentryzm czy narcyzm nic wspólnego z miłością do siebie samego nie mają. Są jej zaprzeczeniem. Nawet jeśli kilka tysięcy razy będziemy hipnotyzowali się myślą, iż jesteśmy wspaniali, wyjątkowi, silni oraz piękni, to i tak autentycznej samoakceptacji nie odczujemy. Najwyżej napompujemy sobie ego. Bywa też, że łatwiej jest nam okazywać szacunek i serdeczność innym osobom niż sobie. Jakże często gardzimy sobą i mamy siebie za nic? Ileż to razy wręcz pielęgnujemy we własnych umysłach uczucie samopotępienia, a nielubienie samych siebie mylnie kojarzymy ze skromnością bądź pokorą wobec świata?
Kotłujemy się wewnętrznie, sabotujemy samych siebie i oskarżamy. Chwilami czujemy się tak, jakby siedziały w nas dwie, trzy albo cztery osoby, z których każda ma własne zdanie i nieustępliwie dowodzi swoich racji; które wzajemnie się przekrzykują, potępiają i wysuwają wobec siebie haniebne oskarżenia albo też usiłują się usprawiedliwiać. Często z jednej skrajności popadamy w drugą. Raz doznajemy euforycznego przekonania o własnej wspaniałości, innym razem „łapiemy doła” i uważamy, że jesteśmy kompletnie beznadziejni.
Z jednej strony chcemy być sobą, z drugiej – pragniemy jak najbardziej sprostać wyzwaniom, jakie stawia nam rzeczywistość, wtopić się w tłum i żyć w zgodzie z regułami zbiorowości: z jej poglądami, sposobami myślenia, zachowaniami. Boimy się, że tłum nas wykluczy, więc – w mniejszy bądź większy sposób – rezygnujemy z siebie na jego rzecz. Oszukujemy też samych siebie w niezwykle przebiegły sposób: myśli tłumu i jego schematy zachowań zaczynamy uważać za własne.
Nasz konformizm, uleganie stereotypom oraz modom określamy niejednokrotnie słowami „mam ambicję” albo „dążę do samorealizacji”. Zaczarowujemy siebie zasłyszanymi wyrażeniami, których sensu nawet nie rozumiemy. W taki oto sposób wielu ludzi usprawiedliwia wyrzekanie się samych siebie, a więc swoją autodestrukcję. Mówią sobie tacy: „Muszę być jakiś”, „Muszę się czymś wyróżniać”, „Muszę jakoś wyglądać”, „Muszę sobie i innym to udowodnić”, „Za wszelką cenę muszę ten cel osiągnąć”, „Sam z siebie jestem niczym, więc nie mam za co siebie kochać”. Ów wewnętrzny przymus staje się nie tylko siłą napędową ich życia. Generuje on także wrogość, jaką odczuwają sami do siebie. Takie osoby pragną być inne niż są naprawdę, nie chcą być sobą. To zaś oznacza, że siebie nie akceptują – najbardziej wyrazista oznaka braku miłości własnej.
Nie ma sensu winić kultury, w jakiej przyszło nam żyć. Nie warto też obwiniać swoich rodziców za stosowany przez nich model wychowawczy, który przełożył się na naszą postawę w dojrzałym życiu. Cóż z tego, że zrozumiemy, iż w młodości ojciec za mało nas przytulał albo że nasza matka była neurotyczką? Jedyne, co możemy zrobić, to wreszcie ocknąć się z letargu. Tylko sami jesteśmy w stanie tego dokonać. Powinniśmy więc jak najgłębiej uświadomić sobie jedną naprawdę genialną i prostą rzecz: możemy być zwyczajni w naszej indywidualnej niezwykłości i mamy takie samo prawo do naszej małości, przeciętności jak i wielkości, do swoich zwycięstw oraz porażek. I że – wbrew temu, co nam się wmawia – wcale jacyś być nie musimy. Możemy więc – na przekór manipulacyjnym trendom – odczuwać wielką frajdę z naszej zwyczajności i za tę zwyczajność siebie kochać. A czymże tak naprawdę są nasze zwycięstwa i porażki? To jedynie doświadczenia. Przygnębiają nas one albo ekscytują tylko dlatego, że w swojej wyobraźni nadajemy im wartość. Kiedy przestaniemy to robić, życie nasze stanie się prostsze. Wtedy też zaczniemy na siebie spoglądać z większą życzliwością.
Uczono nas również od najmłodszych lat, że dopiero wtedy staniemy się szczęśliwi, kiedy w naszym życiu dokonamy określonych rzeczy, ponieważ odczuwanie szczęścia oraz miłości – tak do siebie jak i innych ludzi – jest warunkowe na tym świecie. Zabiegamy więc o jak najlepsze wykształcenie, o dobrą pracę, cudzą miłość, przyjaźń, pieniądze zapewniające odpowiedni poziom egzystencji, sukces, prestiż… Ale nawet gdy to wszystko już zgromadzimy, też szczęśliwi specjalnie jakoś nie jesteśmy. 
To, o czym tak bardzo marzymy od najmłodszych lat, i na co zostaliśmy zaprogramowani, z reguły bierze w łeb: nasza wielka – zdawałoby się – dozgonna miłość przemija, partnerzy nas zdradzają, oszukują, krzywdzą, przyjaciele od nas odchodzą, sukcesy nam powszednieją i nierzadko stają się nużące… Ale najbardziej zdumiewające jest dla nas to, że nawet osoby, które podziwiamy i zazdrościmy im sławy, pieniędzy, szczęścia albo miłości, czyli ci, którzy, w naszym przekonaniu, niby zrealizowali wielkie marzenia oraz ambicje, też wiodą kiepskie życie. Rozwalają się ich bajeczne związki, tracą fortuny, sławę i przyjaciół, a niektórzy z nich popełniają nawet samobójstwa albo lądują na odwykach, w najlepszym razie – w gabinetach psychoterapeutów. Pozostajemy więc sfrustrowani z naszymi iluzjami, jakie błędnie uznajemy za prawdę, i nucimy rozczarowani: „W życiu piękne są tylko chwile”. Nieraz ostatkiem nadziei szukamy w otaczającym nas świecie szczęścia, miłości i szacunku. Przecież nauczono nas – a właściwie ciągle jesteśmy w tym utwierdzani – że sami z siebie pozostajemy niewystarczający, nijacy, że szczęście, miłość oraz szacunek musimy dopiero znaleźć.
Znam opowieść o pewnej rybce. Rybka ta przepływała kiedyś pod mostem, na którym stało dwóch ludzi. Podpłynęła więc bliżej i zaczęła przysłuchiwać się ich rozmowie. Ludzie dyskutowali o wodzie, o jej cudownych właściwościach: o tym, że gasi ona pragnienie; że paruje, a potem opada deszczem; że zamienia się w mgłę, lód albo śnieg; że potrafi drążyć głębokie koryta i omijać największe przeszkody, ale że zawsze dąży do celu. Te rozważania niesłychanie poruszyły wyobraźnię rybki. Czym prędzej popłynęła więc do rybiej starszyzny i rzekła podekscytowana: „Słuchajcie! Dwóch ludzi stało na moście i rozmawiało o jakiejś cudownej substancji, którą nazywali wodą!”. Opowiedziała wszystko dokładnie, wprawiając w osłupienie stare ryby, które poleciły jej, aby jak najszybciej udała się na poszukiwanie tego tajemniczego czegoś. Wyruszyła więc i bardzo długo nie wracała. Wiele ryb z ławicy zdechło albo wpadło w rybackie sieci. W końcu jednak nasza rybka powróciła. Wyglądała na niezwykle radosną, ale zachowywała się dziwnie i tajemniczo. „No i co?! – pytały ogromnie zaciekawione ryby. – Znalazłaś tę wodę?!”. „Znalazłam – odparła rybka. – Ale nic więcej nie powiem, bo i tak mi nie uwierzycie”.

                                                                                                                    Wojciech Szczawiński

Informacje o szczaw

drobinaszczawiu@gmail.com
Ten wpis został opublikowany w kategorii Uncategorized. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 odpowiedzi na „Rybka szuka wody

  1. Peggy Sue pisze:

    ze zdziwieniem zauważyłam,że wykasował pan mój komentarz,czy nie był na odpowiednim poziomie?
    zresztą nieważne więcej tego nie zrobię
    pozdrawiam

    • szczaw pisze:

      Proszę wybaczyć. Musiałem wykasować wczorajszy wpis i umieścić na nowo ze względu na prawa autorskie. Dlatego Pani komentarz został usunięty automatycznie.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s