Wpadł mi wczoraj w ręce Apel 100 naukowców do polskich parlamentarzystów w sprawie procedury in vitro i naprotechnologii (dziękuję, Patrycjo, za dostarczenie mi tego dokumentu). Mowa w nim m.in. o tym, że życie rozpoczyna się w chwili poczęcia, że w trakcie procesu in vitro ginie 60-80 % poczętych istot ludzkich, że narusza on godność małżonków i – w końcu – że zabieg ten jest niezgodny z naszą konstytucją. Stara śpiewka.
Aborcja, in vitro, eutanazja – powiada się, że to zabawa w Pana Boga, ingerowanie w wyroki Najwyższego. Ale zaraz! Jeśli trzymać się tego schematu myślowego, to za ingerowanie w prawa boskie należy też uznać na przykład transplantologię. Ba! Nawet zażywanie zwyczajnej aspiryny! W końcu ten lek został chemicznie spreparowany nie wolą boską, lecz ludzką. Czy jest życzeniem Boga, żeby człowiek poprawiał stan swego zdrowia chemicznie spreparowanymi przez siebie medykamentami?
Sztuczność jest obca boskiej naturze. Żyjąc z nią w zgodzie, można, co najwyżej, stosować ziołolecznictwo. Ha! Wykryto u ciebie, człowieku, nowotwór? Trudno, wola boska taka jest. Ingerować w to nie można, bo jakakolwiek interwencja w tej kwestii byłaby sprzeczna z naturą! I zapomnij o morfinie. Natura nie zna przeciwbólowych preparatów. Gdyby Bóg chciał, by ludzie ratowali się morfiną albo ketanolem forte, to by je stworzył. Respirator to również narzędzie szatana, ponieważ człowiek sprzeciwia się za jego pomocą woli boskiej, by ktoś w sposób naturalny zakończył swe życie!
Rozważanie każdego zagadnienia można posunąć do absurdu, wszystko da się zinterpretować zgodnie z wyznawaną przez siebie taką czy inną ideologią. Ksiądz Pierre Teilhard de Chardin znalazł na przykład sposób na to, żeby Darwinowską teorię ewolucji pogodzić z doktryną chrześcijańską – tak, tak, człowiek od małpy pochodzi! Intelektualni macherzy wykombinowali też, w jaki sposób wieczne istnienie Boga dopasować do człowieka, którego życie – jak twierdzą – nie ma co prawda końca, ale, w przeciwieństwie do Boga, posiada swój początek. Wymyślono więc, że Bóg jest wieczny, człowiek zaś … wiekuisty.
Bóg – jak naucza się na lekcjach religii – dał człowiekowi wolność, wolność wyboru. Jeżeli ktoś zamierza grzeszyć, stosując in vitro, usuwając ciążę, poddając się eutanazji – proszę bardzo – pójdzie do piekła albo jeszcze w swojej doczesności zostanie ukarany przez sprawiedliwego przecież Boga. Jego, człowieczy, wybór, za który poniesie konsekwencje. Krańcowo niemoralne jest natomiast odbieranie człowiekowi tego, nadanego przez Boga, prawa do wolności wyboru, chronienie go przed grzechem za pomocą przepisów prawa.
I niby dlaczego tych 100 naukowców ma być większymi ekspertami w dziedzinie moralności niż ja? Dlaczego ich ideologia ma być lepsza od mojej? Bo, w przeciwieństwie do mnie, mają parę literek więcej przed imieniem i nazwiskiem? W sprawach moralności to żaden argument. Wspomnę, że Jezus nauczał, iż Królestwo Niebieskie przeznaczone jest prostaczkom.
Owej setce naukowców, a także wszystkim polskim parlamentarzystom, daję pod rozwagę słowa Blaise Pascala: Nie uczy się ludzi, jak być ludźmi, a uczy się ich wszystkiego innego; im zaś nigdy tyle nie zależy na reszcie, co na tym, aby być ludźmi.