Wczoraj w Warszawie odbył się Marsz Wyzwolenia Konopi. Rozumiem, że maszerującym chodziło o to, by ludzie mogli – legalnie – palić marihuanę, nosić ją przy sobie.
Pominę tutaj aspekt polityczny sprawy, to znaczy obłudę polityków, którzy tworzą prawo zabraniające wolnego dostępu do narkotyków, ale dają przyzwolenie na to, by półki sklepowe uginały się od butelek z alkoholem. Problem tego zakłamania to bowiem rzecz drugorzędna, zupełnie innej natury.
Pewien młody człowiek zapytał mnie kiedyś publicznie, czy jestem za wolnym dostępem do zielska. Odparłem, że nie jestem. A dlatego jestem zielsku przeciwny, ponieważ kiedyś się go napaliłem i nikomu nie życzę wrażeń, jakich w tamtej chwili doznałem. Jedyną korzyść z tego zdarzenia mam taką, iż zrozumiałem, co to jest stan psychotyczny, dlaczego na przykład zdarzają się przypadki, gdy ludzie skaczą z dziesiątego piętra, kiedy się zielska najarają. Ale jestem zielsku przeciwny jeszcze z innego powodu: ponoć trawa służy tzw. wyluzowywaniu się. Ten argument uważam za całkowicie chybiony. Autentyczny stan luzu daje bowiem tylko głęboki kontakt z rzeczywistością, pogłębianie samoświadomości, a nie trawa albo alkohol.
– Uważacie się pewnie za cwaniaków i luzaków, takich, co to na karku łeb nie od parady noszą i do których cały świat powinien należeć – mówiłem do zgromadzonej na sali młodzieży, gdy zapytano, czy jestem za wolnym dostępem do marihuany. – Po co więc wam zioło, skoro sądzicie, że tacy cwani i mądrzy jesteście? Przed czym chcecie uciekać w błogostan odurzenia? Czy aby nie przed samymi sobą? Jeśli musicie palić zioło, żeby poczuć się lepiej, znaczy to tylko tyle, że jest w was morze frustracji i nie radzicie sobie ze swoją rzeczywistością. Frajerami więc jesteście i zagubionymi w sobie mięczakami, ot co. Bo prawdziwy kozak i luzak nie musi palić marihuany, żeby na tym świecie czuć się dobrze.
– Ale mówił pan, że sam trawę palił – rzucił ktoś z sali nieco prowokującym tonem.
– Jasne! Zapaliłem. Raz to zrobiłem. Zwyczajnie frajerem byłem – przyznałem.
Tak to już jest, że wolnym dostępem do narkotyków są zainteresowani przede wszystkim rozmaitej maści frustraci, którzy co jakiś czas sami od siebie muszą odetchnąć (chociaż mylnie sądzą, że muszą odetchnąć od świata). Tymczasem ludzi, którzy potrafią czerpać z życia bezwarunkową satysfakcję, którzy akceptują to, kim są, którzy nikogo nie udają, w ogóle ten problem nie interesuje, podobnie jak myśli abstynenta nie zajmuje ciekawość, czy w bloku obok czynny jest jeszcze sklep monopolowy. Zresztą, przeglądając fotoreportaż z Marszu Wyzwolenia Konopi, zobaczyłem tłum frustratów: ubrani w kolorowe łachy, poprzekłuwani kolczykami, myślą zapewne, że tą swoją pstrokacizną wyrażają własną osobowość. Rzecz oczywista – jeśli osobowość człowieka jest mdła, to zastępuje ją kolorowymi ciuchami, tatuażami i kolczykami wbitymi w nos albo pępek; robi to dlatego, by pokazać światu, że nie jest zwyczajny. Ale to jedynie zwyczajna maskarada, bo kolorowe łachy kryją tak naprawdę wewnętrzne rozedrgania, poczucie osamotnienia, lęki, zagubienia, skłócenia ze światem i z samym sobą.
– A wolność, wolność wyboru? Każdy powinien sam decydować, czy chce palić trawę, czy nie – rzucono mi kolejny argument.
– Wolność to cecha dostępna jedynie ludziom zrównoważonym, mądrym, a nie rozchwianym emocjonalnie frustratom, którzy nie są w stanie uporać się z własnymi deficytami psychicznymi, a więc nie są też zdolni do korzystania z wolności – powiedziałem.
Ostatecznie ktoś przywołał samego Boga. Stwierdził, że skoro zielsko wyrasta z ziemi, to absolutnie nie może być złe. Fakt, jakiś argument to jest. Tyle tylko, że, posługując się tego rodzaju logiką, przyjąć również należy, iż nawet niektóre samobójstwa są błogosławieństwem. Stają się takie pod warunkiem, że powoduje je zjedzeniem muchomora sromotnikowego. Przecież taki muchomor też z ziemi wyrasta, a zatem również dziełem Boga jest. A skoro tak, to znaczy, że boskim było zamiarem, by – w imię poczucia własnej wolności – jednostki sfrustrowane muchomorami truły się na śmierć.
1. Argument raz się napaliłem i nikomu nie życzę jest taki: Co sądzę o motoryzacji? Raz jechałem samochodem i miałem poważny wypadek, teraz rozumiem, skąd tyle ofiar na drogach. Wniosek: należy zabronić wszelkich objawów motoryzacji, a posiadanie samochodu czy motocykla karać więzieniem. Cóż… jakaś logika w tym jest. Ale… Wiele elementów naszej rzeczywistości, niesie ze sobą ryzyko. Tak samo jest z narkotykami jak np. ze sportem. Wspinaczki wysokogórskiej też można by zabronić. Powiedzieć, że tyle osób już zginęło. Co więcej, można podobnie jak to zrobiłeś obśmiać tych, którzy czują potrzebę pakowania się w góry. Skoro coś ich ciągnie, w te góry, to na pewno coś z nimi nie tak… Lista jest długa, rajdy, kolarstwo, paralotnie, spadochroniarstwo, szybowce można wymieniać długo listę niebezpiecznych dyscyplin, gdzie zdarzają się paskudne historie. Ale czy mamy prawo zabronić komuś, kto lubi jeździć na rowerze, jeżdżenia tylko dlatego, że jest to związane z ryzykiem?
Zresztą nie ma aktywności zupełnie bezpiecznych, życie związane jest nieodłącznie z tym, że można je stracić. A jeśli się zdarzy, że ktoś zasłabnie, w trakcie grania w szachy i damka wije mu się w oko, to szachy też zakazujemy?
2. Kozak to taki co nie pali pali, a ten co pali to nie kozak. Hm… Kilka fałszywych założeń. Dlaczego niby zakładasz, że palenie to ucieczka? To może być właśnie spotkanie. Można wtedy lepiej poznać siebie. Narkotyki towarzyszą wielu kulturom. Starszyzna plemienna, która regularnie korzysta z narkotyków, nie robi tego, dlatego, ze chce uciec przed światem, bo się w nim nie odnalazła… Czegoś chyba nie rozumiesz. Wmawiasz komuś, że jest frajerem, może sam jesteś frajerem, skoro boisz się, że niewielka dawka narkotyku, która innych rozwesela, Ciebie doprowadzi do samobójstwa? Kto tutaj ucieka przed sobą?
3. Postawienie znaku równości między kolorowym ubieraniem się, a byciem frustratem jest niesmaczne. To tak jakbym napisał, że chodzenie w jeansach, to bezwiedne podleganie reklamie i w jeansach chodzą tylko idioci. Takie uproszczone wnioskowanie jest niepoważne. Z drugiej strony nawet jeśli ktoś jest „rozedrgany, ma poczucie osamotnienia” itd, na jakiej podstawie możesz uważać się za lepszego? Kto Ci daje prawo do wartościowania? W tych słowach można wyczytać pogardę do ludzi, którzy są inni. Mogę napiszać: Jesteś lepszy bo nosisz szare koszule? Bo boisz się wystawić głowę z tłumu, boisz się być zauważonym? Bo bezpieczniej jest być takim samym jak inni?
4. Wolność wyboru- rozumiem, że ludźmi „mądrymi i zrównoważonymi” jesteś Ty i Twój kolega i tylko Wy macie prawo ocenić, kto ewentualnie jeszcze ma prawo podejmować wolne decyzje. Reszta to hołota, która powinna być pozamykana. Może jeszcze powinna pracować na Was? To już było… Nie raz. Co jakiś czas zdarzają się takie jednostki. Często żeby się od tych jednostek uwolnić giną miliony ludzi. ( domyślam się, że dla Ciebie może nie ma kogo żałować, bo to giną ci jak to wyraziłeś niegodni decydowania o sobie. A może jest inaczej? Może każdy dorosły człowiek powinien mieć prawo do realizowania siebie w taki sposób jaki jest mu najbliższy. Nie powinien być powstrzymywany, do puki nie ogranicza wolności innego człowieka.
5. O Bogu nie będę się wypowiadał. Nie wiem co on by na to powiedział, tak samo jak nie wiem co by powiedział Gandalf.
Dużo tego, a mnie już pisać się nie chce. Odniosę się więc tylko do jednej sprawy. Fakt, w niektórych kulturach odurzanie się towarzyszy rozmaitym rytuałom. Nie można jednak stawiać znaku równości pomiędzy rytualnymi ceremoniami i paleniem trawy w celu ucieczki przed rzeczywistością. To są dwie różne mentalności. A czy uważam się za lepszego od frajerów, którzy jarają zielsko. Jasne! Z całą stanowczością uważam, że taki jestem.
Ciekawe, że jesteś tak łatwo i z taką pewnością ocenić kto i dlaczego sięga po zioło i kim jest. Pozwolę sobie dalej myśleć, że świat jest bardziej złożony, a ludzie nie dzielą się tylko na kozaków i frajerów. Wiem, że oceniając na podstawie pozorów bardzo łatwo się pomylić. Co ciekawe, uważam też, że to że myślę inaczej nie czyni ze mnie lepszego lub gorszego człowieka. Jestem tylko inny niż Ty. Życzę powodzenia.
Ciekawi mnie jak rozumiesz rzeczywistość. Co do niej należy a co nie. A tym bardziej ucieczka przed nią. Zapalenie papierosa nią nie jest ? Niezmiernie wyniosle brzmi to co napisałeś.
Wojtus, jak zawsze SUPER!!!!!
A tym muchomorem ubawiles mnie do lez. Dziekuje.
Ciekawy blog, trafne myśli, zaglądam regularnie. Aktualny temat – w dziesiątkę!!!
Zainspirował mnie do zebrania własnych obserwacji.
http://www.jarmusz.eu/pl/ate/?p=1886
Panie Wojtku, zgadzam się z Pana opinią. Nie należy bronić marihuany alkoholem, uzależnienie od alkoholu a także tytoniu, jest też złe i niszczące zdrowie oraz „duszę”. Nie należy bronić własnych słabości, tym że inni robią to albo tamto. Jeśli inni kradną to nie upoważnia mnie to do kradzieży. Ja wcale nie moralizuję, namawiam tylko do szczerego dyskursu z samym sobą. Będąc kiedyś w radzieckim Baku, podziwiałem, że azerska młodzież doskonale się w czajchanach bawi, zupełnie bez alkoholu (w odróżnieniu od Rosjan, którzy tego nie potrafią). Te islamskie zwyczaje budzą szacunek.
A.S Neill, autor „Summerhill” dał swoje małej córeczce okulary do zabawy, po tygodniu znudziły się jej i już nigdy nie łapała za nie gdy tata był obok.
W „Kociej kołysce” Vonneguta jest opisane religia „Bokononizm”. Jest ona urzędowo zakazana, tylko po to żeby żar wiary był bardziej gorący.
Zgadzam się w 100%, że narkotyki są ucieczką. Są odwrotnym kierunkiem niż samoświadomość. Zgadzam się nawet z tym, że ten marsz to marsz frustratów. Urzędowy zakaz to jednak sposób na uatrakcyjnienie narkotyków. Sposób na napędzanie tego biznesu.