Jestem sobą – uważam, że to jedno z najgłupszych i najbardziej naiwnych stwierdzeń, jakimi możemy siebie określać.
Naprawdę jesteś sobą? A niby na czym to twoje bycie sobą polega? Czym różnisz się od ludzi, którzy – w twojej ocenie – nie są sobą? Wymień chociaż trzy cechy, jakie odróżniają cię od tłumu. Pustka w głowie? No tak! W istocie niczym od tłumu się nie różnisz, bez względu na to, czy jesteś profesorem, biznesmenem, celebrytą, kierownikiem sklepu mięsnego, sprzątaczką czy zwyczajnym żulem.
Wszyscy nosimy w głowach identyczny program. Te same rzeczy wygadujemy przecież na temat przyjaźni, miłości, sprawiedliwości, spełnienia, Boga, te same mamy tęsknoty oraz pragnienia, a kształt naszych marzeń przybiera podobną formę – zawsze ma nam być przyjemnie i dobrze. Skoro cechuje nas to samo chciejstwo, to gdzie w nas miejsce na autentyczne bycie sobą?
Nasze ego – tak bardzo usiłujące podkreślać swoją indywidualność – domaga się stereotypów, schematów, banałów, racjonalizacji, ocen, sądów i etykiet. Bez nich nie potrafimy normalnie funkcjonować. Oto sens naszego życia. Po co więc samego siebie oszukiwać i wmawiać sobie oraz innym, że jesteśmy inni niż tłum? Owszem, ludziom można takie rzeczy o sobie pierdolić, ale dlaczego we własnych oczach mamy tworzyć swój pełen iluzji wizerunek?
Co prawda różnimy się od siebie stopniem znerwicowania, charakterami, zakłamaniem albo wrażliwością moralną, jednak wszyscy zostaliśmy wytresowani w ten sam sposób. Tę tresurę oraz programy, które włożono nam do głów podczas procesu socjalizacji, uznaliśmy za prawdę, za coś naturalnego i jak najbardziej ludzkiego – za bycie sobą. I na tym polega podstawowy błąd naszego pojmowania rzeczywistości.
Jednego możemy być pewni: jeżeli pojawia się w nas przekonanie o tym, że jesteśmy sobą, to znaczy, iż sobą nie jesteśmy; że jedynie stworzyliśmy dla siebie pokraczną, narcystyczną ideologię: ja jestem sobą, czyli jestem lepszy od tych, którzy – w mojej ocenie – sobą nie są.
Jestem sobą – oto marna pociecha żałosnego ego, które nie rozumie samo siebie, tkwi po uszy w bagnie zbiorowej konieczności i – co najgorsze – nawet nie zdaje sobie z tego sprawy.
No nie wiem, nie wiem – czytam i czytam i zastanawiam się, czy to po prostu literówka czy też autor chciał przekazać jakąś ukrytą treść w zdaniu „Skoro chuje nas to samo chciejstwo” 😉 Z drugiej strony, w tym blogu już tyle różnych wyrazów padło, że zacytuję poetę, stwierdzając: „nie dziwi nic”.
Literówka. Nad ranem pisałem i wyszło, jak wyszło. Już poprawiłem.
Ciekawe, co na to powiedziałby Freud 😉 Zwłaszcza, że działo się to nad ranem….. 😉
—————————-
A co do tekstu o „byciu sobą” – każdy ocenia to przez własny filtr. Można twierdzić, że „jest się sobą” z wielu powodów, i narcystycznych, i w ramach usprawiedliwiania swoich słabości i jeszcze z wielu innych, które mnie zupełnie nie interesują i nawet jeśli jednym uchem wpadną to drugim natychmiast wypadają z mojej głowy. Jest tylko jeden powód, który rzeczywiście jest istotny i interesujący, i wierz mi, że tacy ludzie chodzą po tym świecie. A mianowicie mówią, że są sobą bo NARESZCIE przestali udawać, grać, wygłaszać cudze poglądy aby tylko przypodobać się otoczeniu. Mówią, że są sobą bo przestali kryć się za maskami, i ośmielili się pokazać swoja twarz. I tym, którzy dokonali w sobie zmiany, i mówią, że teraz „są sobą” ja wierzę, bo to się po prostu czuje, że tak jest.
Freud mówił, że czasami cygaro to po prostu cygaro i nic więcej.