Afazja to zaburzenie mowy. W ujęciu sceptyków pirrońskich termin ten oznaczał jednak całkowite powstrzymywanie od wydawania sądów na temat rzeczywistości (ludzi, zdarzeń, sytuacji), czego efektem była ataraksja, czyli postawa niewzruszoności, a właściwie duchowej niezmąconości. Starożytni Grecy wykombinowali więc to, o czym przed nimi nauczał Budda, po nich zaś Jezus.
Ludzie bywają wkurwiający. Wpierdalają nas, ponieważ wtrącają się w nasze życie, ponieważ usiłują nad nami dominować, ponieważ krzywdzą nas swoimi ocenami, ponieważ… Można by księgi opasłe spisać i wymienić powody, dla których ludzie nas wkurwiają. Istota problemu polega jednak nie na tym, że ludzie nas wpierdalają, lecz wyłącznie na tym, że to my ulegamy podkurwianiu nas przez ludzi. Kłopot więc nie w ludziach, lecz w nas.
Jesteśmy tak zaprogramowani, że natychmiast wydajemy oceny: „A jakim prawem on/ona mnie wkurwia?!”, „A jakim prawem on/ona ma czelność zwracać się do mnie w ten sposób?!”. Jakim prawem? Ano takim, że ludzie w większości są pojebani, nie rozumieją ani świata, ani siebie samych. Pytanie tylko, czy w tym ich pojebaniu musimy uczestniczyć, czy musimy się w nie włączać (gdybym nie był prostakiem, napisałbym: czy musimy wchodzić z ludźmi w takie interakcje?).
Jeśli – pozbawiony zdolności myślenia – pies warczy na mnie, to nie czuję się przecież urażony. Co najwyżej – mówię do burka: „Spierdalaj” i przechodzę obojętnie na drugą stronę ulicy. Nie „nakręcam” też swoich emocji pytaniami: „Jakim prawem ten pies mógł na mnie szczekać tak bezczelnie!?” albo: „Jak ten pies mógł się tak zachować?!”. Proste. Wiemy przecież, że niektóre psy bywają pojebane, ale nie ma powodu, żeby zaprzątać tym sobie myśli.
Dlaczego więc zaprzątamy sobie myśli pojebanymi ludźmi? Na to pytanie w naszej kulturze jest kilka mniej lub bardziej trafnych odpowiedzi (osobiście żadnej nie przyjmuję, bo ta kultura jest dla mnie nie do przyjęcia). Ale jeśli zrozumiemy, że pomiędzy pojebanym psem i pojebanym człowiekiem żadnej różnicy nie ma, natychmiast znajdziemy się w krainie duchowej łagodności oraz równowagi, to znaczy na pojebanych ludzi reagować będziemy podobnie jak na pojebane psy. W istocie obie te istoty łączy bowiem to samo: nie myślą, wyczuwają w otoczeniu zagrożenie, a ponieważ we łbie pulsuje im lęk, pragną zaznaczyć swoją iluzoryczną wyższość nad człowiekiem. Zatem wyłącznie z negatywnych emocji bierze się ich agresja, czyli pojebanie. Czym więc się przejmować? Naturalnie mógłbym czuć się urażony, a nawet popaść w depresję, gdybym rozumiał, że owa agresja podyktowana jest mądrością połączoną z wiedzą na temat życia. Tyle tylko, że mądrość nigdy nie objawia się napastliwością.
Ludzie wobec nas zachowywać się będą w różny sposób, również pojebany. Takie życie. Od nas więc wyłącznie zależy to, czy damy się wciągać w to ich pojebanie, czy też zaczniemy na nie reagować jak na ujadanie psa.
A warto przy tym zauważyć, iż nawet najpodlej warczącego psa nie oceniamy w kategoriach chama albo skurwysyna. Podobnie musimy mieć świadomość tego, że w takich kategoriach nie należy także klasyfikować warczących na nas ludzi. Należy im współczuć tego warczenia. Sam kiedyś warczałem, więc wiem, jaki to ból.
Ludziom wydaje się, że swoim warczeniem dominują nad innymi, ale tak naprawdę zabijają nim wyłącznie samych siebie.
Afazja – piękne słowo.