Jednym z najbardziej wyrazistych przejawów podłości jest skłonność człowieka do wywoływania w bliźnich poczucia winy. Zarzuty: Postępuję wobec ciebie tak szlachetnie, a ty jesteś ohydny! Dziwię się, że potrafisz być tak nieludzki/a. Cierpię z twojego powodu! Kaleczysz mnie! Tyle ci z siebie dałem/am, a ty odwdzięczasz się w taki sposób! Zabijasz mnie! Przez ciebie tracę wiarę w ludzi i przestaję im ufać! Postępowałem/am wobec ciebie jak przyjaciel, a ty co?!
Tego typu stwierdzenia to najbardziej ohydny rodzaj manipulacji drugim człowiekiem. Uwarunkowany jest małością, deficytami psychicznymi i kolosalną koncentracją na własnym ego.
Skłonność do wywoływania w bliźnich poczucia winy mają szczególnie ludzie przekonani o własnej szlachetności, wzniosłości i posiadaniu prawa do osądzania innych: tandetni monopoliści wiedzy o tym, czym jest dobro, miłość, a nawet sam Bóg. I chociaż takie osoby nie zdają sobie z tego sprawy, działają jedynie w myśl zasady do ut des.
To do ut des nie musi polegać na wymianie dóbr materialnych. Bywa, że zasada „daję, abyś dał” ma na celu zyskanie czyjeś aprobaty, podziwu, szacunku albo wdzięczności. Albo – przede wszystkim – poczucia własnej wartości. Wierzący w bóstwa mają też inny powód: ufają, że dobro czynione w doczesności będzie im po śmierci nagrodzone.
A gdzie bezinteresowność? Niestety, w większości przypadków bezinteresowność to mit.
Niewielu jest takich, którzy, ofiarowując coś z siebie, niczego w zamian nie oczekują. Nauczono nas bowiem naiwnego przekonania, że za dobro będziemy nagradzani dobrem, a zło nasze będzie karane złem. To jednak wbrew regułom życia. Życie reguł nie ma. I dlatego mędrzec naucza: Niech twoja prawica nie wie, co czyni lewica.
Ta nauka mędrca to świetny sposób na unikanie w życiu rozczarowań. Problem w tym, że niewielu z nas potrafi ich unikać, bo chociaż żyjemy w przekonaniu, że postępujemy bezinteresownie, to tak naprawdę funkcjonujemy w schemacie zasady do ut des.
A najgorsze jest to, że sami sobie obłudy naszych czynów nie potrafimy wyznać. Wygodniej jest się stroić w szaty bezinteresowności albo wpędzać innych w poczucie winy.
Nie jestem filozofem ani nawet osobą znającą dzieła mędrców. Nie zamierzam dyskutować.
Pozwolę tylko nie zgodzić się z taką interpretacją „do, ut des”. Nie myślę tu o wierze a o miłości. Wydam się naiwna 🙂 napisałam dzisiaj coś, co stoi w sprzeczności z tekstem powyżej. To nie interesowność tylko poszukiwanie wzajemności. Daje ci siebie i oczekuję ciebie. „Do, ut des..”
Do, ut des
przecież wiesz..
jeśli
w muszli
mych
dłoni
mam wodę
a tyś
spragniony..
dam tobie
Do, ut des
a jeżeli
już wiesz..
to
w oczach
mam nadzieję
że i do twych
dłoni
moja głowa
się skłoni
Do, ut des
z sercem
też
tak jest.
(UŁ)
Mylę się?